sobota, 2 marca 2024

"Kos", reż. Paweł Maślona, PL, 2023, film

 "Kos", reż. Paweł Maślona, PL, 2023, film

Film zdobył kilka ważnych (w Polsce) nagród, w tym Złote Lwy 2023, czyli nagrodę główną na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Może to oznaczać, że albo rzeczywiście jest tak dobry, albo, że konkurencja była słaba... Obejrzałem film wczoraj. Dając filmowi 6/10, czyli "niezły" w skali filmweb, skłaniam się ku przekonaniu o wątlej konkurencji. 

Tak jak napisano i powiedziano praktycznie we wszystkich mediach "Kos" nie jest filmem o Tadeuszu Kościuszce. Trzeba go oglądać i oceniać w kategoriach dokonania artystycznego, czyli w kategoriach sztuki filmowej. Prawdą jest, że siadając w kinowym fotelu spodziewałem się po zdobywcy Złotych Lwów więcej i jak widać z mojej oceny siła filmu nie wgniotła mnie w fotel, ba, wyszedłem z kina ciut rozczarowany. To niezły film, ale do kategorii "dobry", czyli siódemki w skali filmweb sporo mu brakuje. Pomimo tego, że film dzieje się w kilku przeplatających się planach, "Kos" trwający blisko 2h cierpi na nierówne tempo. Suspens też nie jest jego mocną stroną, co w konsekwencji powoduje znaczący spadek, no... dobrze, falowanie zainteresowania akcją filmu. Pomimo wyraźnej dbałości o szczegóły (dobre kostiumy, charakteryzacja) efekty specjalne, sceny grupowe, budzą uśmiech bliski uśmiechu politowania. Podobały mi się natomiast aktorskie dokonania Roberta Więckiewicza (gra rosyjskiego oficera Dunina) oraz Łukasza Simlata (świetna w moim przekonaniu rola szlachcica Wąsowskiego). Te dwie postaci, ze wskazaniem na R. Więckiewicza "robią" ponad 50% filmu. Dla nich i dla przyczyn o których niżej, warto jest zobaczyć "Kosa".

Oczywiście nie mogę się nie  odnieść do wielu głosów krytycznych mówiących o kpinie z polskiej historii, o poprawności filmu zrobionego według progresywnych, lewackich standardów. Otóż można, jeśli ktoś ma taką wolę kpić i krytykować udział czarnoskórego aktora (przyjaciel/adiutant T. Kościuszki przywieziony z ledwo co ukonstytuowanych Stanów Zjednoczonych), zarzucać autorom "Kosa" fałszowanie(?) historii i obalanie pomników. Można jednak obejrzeć film bez tych emocji i próbować ocenić go w kategoriach czysto filmowych. Jest rzeczą oczywistą, że film w pewnym stopniu wpisuje się w popularny ostatnio trend czegoś co można nazwać "chłopomanią". Wystarczy chociażby przywołać dość głośne tytuły książek: "Chamstwo" (2022) i "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" (2023, 300 tys. sprzedanych egz.!), gdzie gdzieś, w oddali pobrzmiewa przybyła zza oceanu kultura woke, czyli refleksja o tragicznym losie nizin społecznych, którymi u nas byli chłopi pańszczyźniani, a za wielka wodą czarni niewolnicy. Jakiś czas temu przeczytałem "Chamstwo". Lektura godzi w mit miodem i mlekiem płynącej Polski szlacheckiej, który każdy z nas (mam taką wiarę:)) zna z sienkiewiczowskiej "Trylogii". Jaka jest prawda o polskim stanie szlacheckim, jego stosunku do pańszczyźnianych chłopów, woli do bicia się za Rzeczpospolitą? Przypominam, że "Trylogia" to cykl napisany z tezą, którą H. Sienkiewicz jasno określił na ostatniej stronie "Pana Wołodyjowskiego": "Na tym kończy się ten szereg książek pisanych w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie - dla pokrzepienia serc". "Kos" podśmiewa się ze szlachty stawiającej się na wezwanie T. Kościuszki z bronią pamiętającą potop szwedzki i z wiarą, że: "Święta Panienka poprowadzi i osłoni", wszak "szlachta na koń siędzie i jakoś to będzie" . W "Kosie" szlachta traktuje chłopów jak swoja własność, a razy zadane kijem karbowego zostawiają takie same blizny na chłopskich plecach jak te zadane biczem nadzorcy plantacji bawełny na plecach czarnego adiutanta T. Kościuszki. Nie widzę tutaj żadnych nadużyć ze strony twórców filmu. Troszkę drażniły mnie buńczuczne tyrady rotmistrza Dunina (R. Więckiewicz) pouczającego Polaków, kąpiącego, że u nas "Bóg, honor, ojczyzna", gdzie honor jest przed ojczyzną wobec czego sami sobie robimy w kraju bajzel (dosłowny cytat), a potem prosimy matuszkę Rosiję o pomoc (Konfederacja targowicka 1792), bo sami sobie nie radzimy... Pomyślałem jednak, że można to odczytać także jak odniesienie do sytuacji bieżącej, bałaganu, który mamy teraz, szukania pomocy w Unii... Urszula Katarzyną II? :)

Oj! Chyba mnie wyniosło na ostatniej bandzie :) Wracam do filmu. Myślę sobie, że brakuje nam umiejętności krytycznego spojrzenia na nas samych, w tym na naszą historię, kulturę, rzeczywistość. "Kos" zawiera także elementy humoru zawartego w ścieżce dialogowej oraz prowokowanego sytuacją. Ale... Czy już umiemy się śmiać sami z siebie, z naszych narodowych przywar? Czy możliwe jest powstanie w Polsce odpowiednika "Latającego cyrku Monty Pythona" i nakręcenie filmu "Jabberwocky" - kwintesencji angielskiego humoru kpiącego do bólu zębów z Brytyjczyków i Brytyjskości, którego autorami są stuprocentowi Angole?

"Kos" nie jest i nie był pomyślany jako komedia. Stawia pytania, wyraża wątpliwości, daje do myślenia. Pomimo, że w mojej ocenie jest tylko "niezły" to zachęcam do jego obejrzenia. Warto jest mieć, jak zawsze, własne zdanie :) 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz