piątek, 12 kwietnia 2024

"Fale grawitacyjne. Nowa era astrofizyki" (Les Ondes gravitationnelles), aut. Nathalie Deruelle, Jean-Pierre Lasota, Francja 2018, PL 2019, książka

 "Fale grawitacyjne. Nowa era astrofizyki" (Les Ondes gravitationnelles), aut. Nathalie Deruelle, Jean-Pierre Lasota, Francja 2018, PL 2019, książka

Najlepiej jest zacząć od początku:) Początek można potraktować jako formę ostrzeżenia, do tego poważnego. Otóż autorzy książki nie dość, że są fizykami teoretykami, astrofizykami i praktykującymi, czynnymi naukowcami osobiście zaangażowanymi w budowę detektora fal grawitacyjnych VIRGO, to do tego są Francuzami. Oczywiście żadna z wymienionych cech (łącznie z byciem Francuzką/Francuzem:)) nie jest dyshonorem, ujmą. Ostatecznie każdemu może się to przytrafić i jakoś trzeba z tym żyć. Jednak wszystkie te cechy, do tego pomnożone x2 powodują, że książka, która w założeniu miała być popularno-naukowa ma w moim odbiorze charakter stricte naukowy. Jednak czytając tę książkę (i wiele im podobnych) nie warto się zrażać, wpadać w depresję dumając nad głębią swojej ignorancji zwłaszcza w obliczu rzeczy tak nieoczywistej jak zmarchy czasoprzestrzeni (tym są fale grawitacyjne). W przypadku tej konkretnej książki wystarczy dobrnąć do strony 40-stej (dlaczego nie napisali o tym na 1-szej stronie, się pytam!), gdzie czyatmy: ...."Fałszywe sygnały ujawniły również, że znaczna część współpracowników LIGO/Virgo nie wierzyła w istnienie fal grawitacyjnych. Choć może się to wydawać dziwne, w nauce wiara płynie z rozumu - żeby uwierzyć, trzeba zrozumieć. Otóż oprócz wybitnych specjalistów w swojej dziedzinie w owej grupie tysiąca obserwatorów znalazło się wielu fizyków, którzy nie rozumieją dogłębnie (albo wcale...) teorii względności, słowem: wierzą, nie rozumiejąc"... Sugeruję więc nie przejmować się zbytnio brakiem dogłębnego rozumienia wszystkich opisanych w książce mechanizmów, lecz cieszyć się (wraz z naukowcami), że udało im się przekonać "na wiarę" swoje rządy i priv sponsorów do wydania znacznych pieniędzy na budowę specjalnych detektorów-interferometrów LIGO (Laser Interferometer Gravitational Wave Observatory) służących do wyłapania/pomiaru "czegoś" co ze wzorów i założeń ogólnej teorii względności wywiódł niejaki A. Einstein; "cosia" istniejącego w wirtualnym, matematycznym świecie opisanym na początku 20-stego wieku (1916) przez faceta, który jak głosi legenda do słynnego E=mc2 tudzież innych konkluzji doszedł w wyniku eksperymentów MYŚLOWYCH (to co wymyślił Albercik w przerwie na kawę i kanapkę naukowcy w znoju i trudzie starają się dowieść budując stosowane urządzenia; wstępny koszt jednego z detektorów fal grawitacyjnych wyniósł 365 mln USD, natomiast Wielki Zderzacz Hadronów w CERN w Szwajcarii to wydatek około 6 mld franków szwajcarskich). Cóż... Nie wystarczy wymyślić. Wypada udowodnić, a udowodnienie kosztuje i to niemało...

Ale stało się! 14 września 2015 dwa niezależne detektory LIGO dokonały pierwszej w dziejach ludzkości detekcji fal grawitacyjnych pochodzących ze zderzenia (kolapsu - tak brzmi naukowo i dostojnie) dwóch czarnych dziur, zdarzenia, które miało miejsce ponad 1 miliard [sic!] lat temu. 

I o tym właśnie jest ta niełatwa w odbiorze książka:) Odwołując się do przywołanego wyżej cytatu ze zrozumieniem treści miałem pewne :)) trudności. Z wiarą jest/było ciut lepiej. Ona - wiara w potęgę ludzkiego umysłu pozwoliła mi śledzić zmagania naukowców brnących w przedsięwzięcie budowy detektorów fal grawitacyjnych, które pozwalają zaglądać w zakamarki Wszechświata dostarczając danych do prób jego rozumienia. Moim zdaniem (pewnie nie jestem odosobniony; znakomicie pisał o tym St. Lem w "Powrocie z Gwiazd") eksploracja rozumiana jako działanie w kierunku POZNANIA jest/być powinna immanentną wartością/cechą rodzaju ludzkiego. Potrzeba poznania wyzwala to co najlepsze w ludzkiej rasie i utrzymuje nas - ludzi w stanie ciągłego napięcia, ciekawości, nieokiełznanym przymusie podejmowania prób zrozumienia Świata. To cywilizacyjny wymóg, obowiązek. Jeśli odpuścimy staniemy się ciepłymi kluchami pogrążającymi się w pułapce hedonizmu.

 "Fale grawitacyjne. Nowa era astrofizyki" oddaję dzisiaj do mojej lokalnej biblioteki. W międzyczasie pożyczyłem, przeczytałem i mogę rekomendować "Dziesięć Rewolucyjnych Koncepcji Współczesnej Nauki" Charlesa Flowersa, która chociaż nie traktuje o falach grawitacyjnych jest świetną książką znakomicie i przystępnie tłumaczącą m.in. zagadki ludzkiego genomu. Tę książkę zamówiłem. Chcę ją mieć na własność w mojej bibliotece. Będę do niej wracał. Falom grawitacyjnym nie odpuszczam:) Właśnie zaczynam czytać pożyczoną w bibliotece "Zmarszczki czasoprzestrzeni. Einstein, fale grawitacyjne i przyszłość astronomii" Gverta Schillinga. Autorzy: "Dziesięciu rewolucyjnych koncepcji..." i "Zmarszczek..." są zawodowymi popularyzatorami wiedzy. Lektura "Dziesięciu Rewolucyjnych Koncepcji Współczesnej Nauki" była czystą przyjemnością Mam nadzieję, że "Zmarszczki..." będą łatwiejsze w odbiorze niż napisane przez francuskich naukowców "Fale grawitacyjne. Nowa era astrofizyki". Oczywiście nie chcę nikogo zniechęcać do lektury "Fal grawitacyjnych. Nowa era astrofizyki". Mózg trzeba ćwiczyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz