"Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt", aut. Elżbieta Sieradzińska, PL 2022, książka
Bezpośrednim impulsem do przeczytania tej książki był film "Wanda Rutkiewicz. Ostatnia wyprawa" (2024). Widziałem go jakiś czas temu. Chociaż drażniła mnie jego geneza (poszukiwanie śladów Wandy Rutkiewicz pomimo jej wyraźnie wyartykułowanej woli zakazującej poszukiwań) to uzmysłowiłem sobie jak niewiele wiem o kobiecie, która do tej pory uchodzi za jedną z najlepszych alpinistek wszech czasów. Film nie jest zły. Zawiera sporo materiałów dokumentalnych, których nigdy wcześniej nie widziałem. Być może napiszę o nim kilka słów, bo chociaż drażniący, to jednak ze względu na unikalne archiwalia warty rekomendacji.
Książka jest moim zdaniem ciekawa, dobrze napisana, a dla osób interesujących się alpinizmem jest lekturą obowiązkową. "WR. Jeszcze.." jest szczegółową biografią. Jej lektura na samym początku lekko mi zgrzytała. Chronologia nie jest linearna, a taki sposób opowiadania historii nie należy do moich ulubionych. Jednak dość szybko zacząłem doceniać niebywałą jakość pracy autorki, która z jednakową dociekliwością potraktowała życie prywatne i sportowe dokonania Wandy Rutkiewicz. Szalenie ciekawy jest czas dorastania, kiedy ujawnia się sportowa pasja późniejszej zdobywczyni Mount Everest. Nie mniej interesujące są szczegóły pierwszych, alpejskich i norweskich wypraw, gdzie spotyka inne panie, które starają się wspinać razem usiłując pokazać panom(?)/udowodnić sobie(?) siłę kobiecego alpinizmu. Myślę, że dla wielu czytelników szalenie ciekawe będą te fragmenty książki, które bardzo szczegółowo opisują perturbacje związane z organizacją wypraw, ich finansowaniem. W tamtym czasie, a były to lata 70-te zgromadzenie potrzebnych funduszy, zwłaszcza części dewizowej, było zadaniem karkołomnym. Wyprawa na Gaszerbrumy to koszt blisko 100 tys. USD plus około 2 mln pln... Dzisiaj zakłada się "zrzutkę". Wówczas W. Rutkiewicz zakładała garsonkę i ruszała na obchód dyrektorskich i partyjnych gabinetów. Wyprawy docierające do Nepalu, Pakistanu samochodami ciężarowymi były jednocześnie karawaną przemytniczą. "Do" wiozło się proste, dostępne w Polsce urządzenia elektryczne, "z" kamienie półszlachetne, ciuchy. Polscy uczestnicy wypraw wnosili swój udział w postaci aportów rzeczowych: kurtek puchowych, środków transportu itp. Wanda Rutkiewicz była praktycznie permanentnie zadłużona, a miejscem gdzie mogła zapomnieć o nękających ją troskach były góry. Nie wątpię, że w tamtych, szarych, siermiężnych czasach wyjazd w Polski, wyprawa w góry były formą ucieczki od przytłaczającej socjalistycznej rzeczywistości. Każdy, kto zasmakował innego życia, innej rzeczywistości chciał tam, w góry, wracać. Na to wszystko nakładała się pasja, zauroczenie górami. Książka świetnie wydobywa ten szczególny klimat powodujący, że jedynym miejscem gdzie Wanda Rutkiewicz czuła się spełniona były góry. Książka zawiera także masę wypowiedzi, opinii kolegów-alpinistów. Często gorzkich, wręcz dosadnych, przyrównujących styl wspinania W. Rutkiewicz do stąpania po polu minowym. Była atrakcyjną kobietą w bardzo męskim środowisku. Była wybitną alpinistką osiągającą więcej niż większość jej kolegów. Forsowała idee czysto kobiecego wspinania. Praktycznie wszyscy wyprawowi faceci byli zawiedzeni, że nie chce z nimi dzielić śpiwora. Zaś ten, którego wybrała, który nie był alpinistą zginął na jej oczach towarzysząc jej w wyprawie na Broad Peak... Wspinaczka z pasji stała się obsesją. Książka liczy blisko 600 str. To iście monumentalne dokonanie. Z jednej strony zapis życia bohaterki biografii, z drugiej rodzaj przestrogi. Podejmowanie wyzwań nieuchronnie wiąże się z zagrożeniem porażką. Nie każda porażka oznacza śmierć, ale gdy pasja przechodzi w obsesję trudniejsze staje rozróżnienie smakowania życia od igrania ze śmiercią.
Wanda Rutkiewicz zginęła na Kanczendzondze 1992.05.13. Nigdy nie znaleziono jej ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz