niedziela, 22 czerwca 2025

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, książka; zgłoszenie do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, książka; zgłoszenie do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS


Gorący news z wydawnictwa Lira: "Dotarły do nas znakomite wieści! Cztery nasze tytuły zostały zgłoszone i zakwalifikowane do Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus".


foto FB wydawnictwo Lira

"Lotnicho" rozpycha się na rynku nagród, odznaczeń, uścisków dłoni, poklepywania po plecach, a konkurencja nerwowo obgryza pazury :) Tym razem jest to kwalifikacja do nagrody Angelus. Może nie jest to jeszcze Liga Mistrzów, ale z pewnością jest to Ekstraklasa nagród literackich w Polsce. Nie znam/nie czytałem innych startujących, jednak "w ciemno" zakładam, że zwycięzca może być tylko jeden - "LOTNICHO"!

Czym jest Literacka Nagroda Europy Środkowej ANGELUS >>> >>>>>TU

sobota, 21 czerwca 2025

"Pierwsze światło. Jak świat wyszedł z mroku" (First Light. Switching on stars at the dawn of time) aut. Emma Chapman, 2021, książka

"Pierwsze światło. Jak świat wyszedł z mroku" (First Light. Switching on stars at the dawn of time) aut. Emma Chapman, 2021,  książka

Lubię takie książki. Cenię autorów takich jak Emma Chapman, która jest naukowcem - astrofizykiem o światowej renomie, a "po godzinach" pisze książki takie jak "Pierwsze światło", żeby przeciętnym zjadaczom chleba usiłować wyjaśnić parę galaktycznych+ zagadnień, a przy okazji zarobić troszkę funciaków. Mogę tę książkę z pełną odpowiedzialnością rekomendować każdemu, kto lubi literaturę popularnonaukową, kto chętnie daje się zabrać w podróż w poszukiwaniu pierwszych gwiazd, gwiazd III-ciej generacji. 

Jeden z wielu namiotów.
Pomimo kiepskiej pogody
ludzi było mnóstwo.
W posiadanie książki wszedłem przypadkiem. Tegoroczne Międzynarodowe Targi Książki okazały się być survivalowym doświadczeniem zwłaszcza dla wystawców, których stoiska ulokowane były w namiotach wokół Pałacu Kultury. Niska temperatura, deszcz spowodowały, że postanowiliśmy wzorem "Świętego Leonarda z pół" ruszyć na patrol, aby zapewnić obsłudze stoiska PIW-u, wydawcy "Świętego Leonarda..." gorące napoje, przekąski, tudzież dodać otuchy ciepłym słowem. Piszę w liczbie mnogiej, gdyż postanowiliśmy wraz kumplem Maliną podzielić się obowiązkami. Jednego dnia samarytaninem byłem ja, kolejnego - Malina. Siłą rzeczy, gdy znalazłem się na terenie Targów uznałem za stosowne przejście się po stoiskach i tak, w wyniku absolutnego przypadku w jednym z namiotów mój wzrok spoczął na "Pierwszym świetle". Uznałem, że stoi za tym Siła Wyższa, bo przecież książek wokół były znaczne ilości :) Wysupłałem 15 zł (spec. cena targowa) i wkrótce, po przeczytaniu, okazało się, że stałem się posiadaczem kawałka fajnej literatury!  Emma Chapman zabiera czytelnika w podróż do początku Wszechświata, czyli bagatela jakieś 13 mld lat wstecz, żeby w lekki i dość przystępny sposób usiłować wytłumaczyć powstawanie dysków akrecyjnych stanowiących zaczyn pierwszych ciał niebieskich, które w wyniku grawitacji i procesów fizycznych rozgrzewały się dając początek fuzjom, reakcjom jądrowym, w których konsekwencji rozbłysły pierwsze gwiazdy. 
Tego dnia najdłuższa kolejka stała
do namiotu w którym rządziła
koreanka Bora Chung. Nigdy
o niej nie słyszałem, ale słyszało
o niej całe mnóstwo głównie
młodych ludzi. 
Autorka z pewną nieśmiałością przyznaje, że nikt jeszcze gwiazdy III-ciej generacji nie zidentyfikował, ale pełna wiary w potęgę ludzkiego umysłu twierdzi, że ten dzień jest już tuż! Uczestniczy bowiem w kilku opisywanych w książce projektach, które mają na celu zajrzenie "głębiej" w czeluść Wszechświata, a "głębiej" jest równoznaczne z podróżą w czasie jaką jest szukanie promieniowania (niekoniecznie widzialnego) najstarszych gwiazd. Niejako "przy okazji" Emma Chapman pisze o lokalizowaniu czarnych dziur, ciemnej materii, falach grawitacyjnych, teleskopach wszelkiej maści, ze szczególnym uwzględnieniem teleskopów Hubble'a i Webba oraz całym mnóstwie będących w fazie realizacji projektów i doświadczeń mających na celu poszerzenie naszej wiedzy o Wszechświecie. Nie wszystkie "wykłady" autorki były dla mnie do końca zrozumiałe, a wnioski oczywiste. Mam jednak metodę radzenia sobie z takimi fragmentami: pomiń to i leć dalej :) Ostatecznie dogłębne ogarnięcie np. na czym polega reakcja termowodorowa, nie jest niezbędne do przeczytania tej książki. Przekręcając kluczyk w stacyjce samochodu nikt nie zastanawia się nad procesami zachodzącymi w silniku. Sprzęgło, bieg, gaz i do przodu. Jazda jest fajna nawet jeśli nie rozumie się jak działa twin turbo. Grunt, że daje kopa, a bryka zwija asfalt :) Prawie tak samo jest z tą książką. Miast zastanawiać nad fuzją wodoru w hel i przykrymi tego przyszłymi konsekwencjami trzeba gnać w przestrzeń. 13 miliardów lat do przejechania to spory kawałek czasoprzestrzeni :) Zapewniam Was, leci się fajnie! Jak zwykle lekturze takich książek towarzyszy refleksja, że zapowiedzi o "podboju kosmosu" są zdecydowanie nadmiarowe, ale świadomość, że ludzkość czyni wysiłki w celu poznania tego co nas otacza jest budująca. Eksploracja rozumiana jako wysiłek w kierunku przesuwania horyzontu wiedzy powinna być jedną z głównych sił decydujących o kierunku rozwoju naszej cywilizacji. Autorka "Pierwszego światła" fajnie o tym opowiada.

wtorek, 10 czerwca 2025

"Lotnicho" aut. Marek Stokowski, w finale konkursu o Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza, książka

"Lotnicho" aut. Marek Stokowski, w finale konkursu o Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza, książka

Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej nagrodzie. Nie mam pojęcia jaką ma siłę rażenia fakt bycia w finale tego konkursu. Nie wiem także, czy ewentualne zwycięstwo jest równoznaczne z sukcesem sprzedaży prozaicznie wyrażonym w liczbie egzemplarzy kupionych przez rynek. Czyli wiem niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Pociesza mnie świadomość, że nie jestem jedyny, który wyniku kontemplacji doszedł do  konstatacji o nic-nie-wiedzeniu i jednocześnie bardzo cieszy fakt, że są ludzie tworzący gremia dostrzegające "Lotnicho", doceniające pisarski kunszt jego autora - Marka Stokowskiego.

Pełna informacja o nagrodzie znajduje się na witrynie poświęconej twórczości i życiu Józefa Mackiewicza >>>> TU 



 

niedziela, 8 czerwca 2025

Są takie miejsca, Mazowiecki Park Krajobrazowy, sobota 2025.06.07, rowerowe

Są takie miejsca, Mazowiecki Park Krajobrazowy, sobota 2025.06.07, rowerowe


Są takie miejsca, nie chcę przesadzać,
Po zmroku do nich lepiej nie chadzać.
W zaroślach szpetne czyhają koszmary,
Strzygi, krwiopijce, wiedźmińskie opary. 





czwartek, 5 czerwca 2025

Venice Baroque Orchestra, Filharmonia Narodowa, niedziela 2025.05.25 godz. 18:00, koncert

 Venice Baroque Orchestra, Filharmonia Narodowa, niedziela 2025.05.25 godz. 18:00, koncert


W wizytówce koncertu, która nadal wisi na stronie Filharmonii Narodowej napisano:

Chociaż Wenecja szczyci się słynnym historycznym (choć kilkukrotnie strawionym przez pożar) teatrem La Fenice, tęskni do utraconych budynków, w których wystawiano wczesne drammi per musica. Jakiś czas temu zrodziła się inicjatywa, by odbudować w mieście pierwszy na świecie publiczny teatr operowy San Cassiano, który uczynił tę muzyczną rozrywkę – znaną wcześniej jedynie szlachcie – dostępną każdemu, kogo stać było na bilet. San Cassiano ma na powrót przyciągać mieszkańców i przejezdnych, stając się centrum barokowej opery wystawianej nurcie tzw. wykonawstwa historycznie poinformowanego. Orkiestrą, która rezydować będzie w zrekonstruowanym teatrze, zostanie słynna Venice Baroque Orchestra, kierowana przez swojego założyciela, wybitnego znawcę dawnych instrumentów klawiszowych, Andreę Marcona. W czasie warszawskiego koncertu artyści z udziałem wybitnych wirtuozów głosu (Nurii Rial) oraz mandoliny (Aviego Avitala) przedstawią impresje na temat weneckiego pejzażu dźwiękowego, doświadczanego w czasie wyimaginowanej przechadzki po włoskim mieście. Wykonają m.in koncerty instrumentalne Antonia Vivaldiego, których dźwięki dobiegały przechodniów z wnętrz weneckich pałaców, kościołów i teatrów oraz popularne pieśni gondolierów, tzw. canzoni da battello, którymi zachwycali się od wieków podróżnicy, nierzadko spisując je i przywożąc do domów w formie pamiątki z wyprawy do „najbardziej rozśpiewanego miasta świata”.

Pewnie nie jestem jedynym fanem barokowych strun. Koneserzy, znawcy muzyki są dość zgodni w opinii, że najlepsza muzyka JUŻ powstała, a miało to miejsce w XVIII wieku. Być może jest w tym stwierdzeniu pewna przesada, ale gdy rzuci się okiem na listę osiemnastowiecznych kompozytorów uważanych za wybitnych: Mozart, Beethoven, Haydn, Bach, Vivaldi, Handel trudno jest z tą tezą dyskutować. Oczywiście odbiór muzyki, muzyczne preferencje są sprawą mocno indywidualną, ale kto nie zna i nie lubi strun Vivaldiego, niech rzuci kamieniem :). 

W programie koncertu Weneckiej Orkiestry było dużo Vivaldiego właśnie, ale także sporo kompozycji anonimowych, barokowych twórców. Skład orkiestry był w zasadzie typowy dla orkiestr kameralnych poza frontową mandoliną, którą wielce sprawnie obsługiwał izraelski mandolinowy wirtuoz niejaki Avia Avita (TU). Nigdy wcześniej nie słyszałem kompozycji Vivaldiego w mandolinowej aranżacji. Zapewniam Was, że znane powszechnie Cztery Pory Roku zabrzmiały inaczej, świeżo i znakomicie. Orkiestrze towarzyszyła także hiszpańska śpiewaczka operowa Nuria Rial (TU) - sopran. Sądząc po reakcjach publiczności wykonywała swój fach bardzo dobrze, ale ja niezbyt dobrze znoszę sopranowe zawodzenie. Nuria, poza pieśniami, w których jak sądzę dominującym wątkiem były rozterki i dramaty damsko-męskie, wykonała także beztekstową wokalizę, i ta trafiła w mój gust. 

To był bardzo dobry koncert. Mandolina w dłoniach Avi Avitala zmieniła zupełnie moje postrzeganie tego instrumentu, który do tej pory klasyfikowałem jako instrument niszowy, zarezerwowany dla kameralnych wykonań ludowej muzyki włoskiej, a wersji współczesnej jako element składów kapel muzyki country, bluegrass. Mandolina w tej konkretnej aranżacji i sposobowi gry dodała muzyce Vivaldiego szczególnej ostrości, jasności, charakteru. Jeśli będą w Waszym mieście warto wysupłać 180 zł i ich posłuchać.

wtorek, 3 czerwca 2025

Tony D, czwartek 2025.05.27, PROM, koncert

Tony D, czwartek 2025.05.27, PROM, koncert

Tony D.
[foto www PROM]
Jakiś czas temu zadzwonił kolega z info, że PROM zrobił TO kolejny raz - koncert amerykańskiego bluesmana za 40.00 zł! Byliśmy w PROMie na innych tego typu koncertach. Jakość muzyków, sama muzyka, były znakomite. Do tego kameralna scena, bezpośrednie obcowanie z muzykami, dobre nagłośnienie i stosunkowo nieodległa lokalizacja PROMU. Nic tylko brać i jechać :)

Wszedłem na stronę PROMU, żeby przeczytać coś na temat 

Poziom profesjonalizmu prezentowany przez Tonego D
i jego kolegów uświadamia, jak
wymagający jest amerykański rynek muzyczny.
Tonego D, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Wizytówka była więcej niż zachęcająca:

Tony D – gitara, śpiew; Joe Hawkins – bas; Mike Essoudry – perkusja

Tony D to to żywa legenda bluesa i rocka, która od ponad 40 lat elektryzuje publiczność na scenach całego świata. Jego gitara opowiada historie, które przenoszą słuchaczy w magiczny świat dźwięków rodem z zadymionych klubów Chicago i gorących ulic Nowego Orleanu. Zaczynając od nastoletniej fascynacji płytami winylowymi takich mistrzów jak Muddy Waters, Jimi Hendrix czy Wes Montgomery, Tony szybko stał się rozchwytywanym muzykiem. Już w wieku 17 lat grał zawodowo, a dwa lata później miał zaszczyt dzielić scenę z legendarnym Buddy Guyem!

Mógłbym przysiąc, że w grze Tonego D 
słyszałem naleciałości gitarowego stylu
J.J. Cale (m.in. Cocaine sławny dzieki  E. 
Claptonowi jest kawałkiem J.J. Cale; warto
posłuchać autorskiego wykonania; J.J. Cale
był inspiracją/wzorem dla wielu muzyków;
After Midnight, Don't go to Strangers,
Call me the Breeze, to tylko kilka przykładów
jego dokonań)

Kariera Tony’ego D to pasmo sukcesów i niezapomnianych występów. Otwierał koncert dla samego Stevie Raya Vaughana, co było dopiero początkiem jego imponującej drogi artystycznej. Przez 15 lat, jako lider zespołu MonkeyJunk, podbijał serca publiczności w Kanadzie, USA i Europie, zdobywając przy tym liczne nagrody, w tym dwie statuetki Juno za Bluesowy Album Roku, imponującą kolekcję 25 nagród Maple Blues Awards, tytuł Gitarzysty Roku 2010 oraz prestiżową międzynarodową nagrodę Blues Music Award.

Koncert był bdb. Odbiór każdej muzyki podanej live jest szczególnym doznaniem. W moim przypadku jestem w stanie znieść nawet góralskich grajków rzępolących w zakopiańskich knajpach w ilości 2 kawałki. Jeśli zaś o bluesa chodzi, live mogę słuchać w nieskończoność. Tony D z kolegami nie odkrywa nowych przestrzeni, nie poszerza bluesowych horyzontów. To co gra trzyma się w moim odbiorze głównego nurtu blues-stylu, co mi zupełnie nie przeszkadza. Jest sprawnym gitarzystą, poprawnym wokalistą i komunikatywnym, sympatycznym facetem. Z dużą przyjemnością słuchałem i obserwowałem to co dzieje się na scenie. Koledzy

Tony D jak widać, bardzo był rad z kupionego przeze
mnie cd. Na t-shirt co prawda pożałowałem kasy,
ale rozum mi powiedział, żeby dać już sobie spokój
z gromadzeniem koszulek. 

Tonego, czyli sekcja rytmiczna - najwyższej próby. 

Po koncercie zrezygnowałem z kupienia t-shirta, ale żeby mieć pamiątkę zaopatrzyłem się w ostatnie cd Tonego D - "Electric Delta". Wracając do domu wrzuciłem krążek do odtwarzacza. Fajnie gra. Już w domu sprawdziłem co na temat popularności Tonego D mówi spotify. Ilość "odsłuchów" poniżej progu rejestrowanej widzialności... 

Nie zmienia to faktu, że granie Tonego D bardzo mi się podobało. Być może na moją pozytywną percepcję miała także szalenie przyjazna cena koncertu :) Jeśli będą w Waszym mieście, a blues/rock jest tym co Was kołysze, idźcie koniecznie. Nie będziecie żałować!