środa, 29 maja 2013

"Racing Through the Dark: The Fall and Rise of David Millar", aut. David Millar, 2011, książka

"Racing Through the Dark: The Fall and Rise of David Millar", aut. David Millar in collaboration with Jeremy Whittle , 2011, książka

To trzecia po "Breaking The Chain: Drugs and Cycling - The True Story" Willy Voet'a i "The secret race" Tylera Hamiltona ksiazka o dopingu w kolarstwie i jedna z wielu książek o kolarstwie, które przeczytałem.
Moim zdaniem jedna z lepszych, być może najlepsza.
Przeczytalem ja z duuuzym zainteresowaniem i przyjemnoscia.

David Millar napisał ja zanim wybuchla afera wokół osoby Lanca Armstronga. W odróżnieniu od Tylera Hamiltona nie kierowala nim chec odegrania się na słynnym teksanczyku, ktory szykanowal, zastraszal, pozywal do sadu tych, którzy decydowali się mowic o kulisach jego zwycięstw. Ksiazka Davida Millara nie jest także sucha relacja o technice teamowego dopingu w stylu "Breakin the chain..", a zasadnicza roznica polega na tym, ze Will Voet był masazysta ekipy Festina (złapano go na granicy francusko-belgijskiej w samochodzie pelnym roznych prochow, w zamian za zlagodznie kary zgodzil się mowic), nie zawodnikiem, a co za tym idzie, pisal o szprycowaniu się innych, nie siebie.
Od pewnego czasu jezdze sporo na rowerze. Mój młodszy syn jest licencjonowanym kolarzem. Sprawy, problemy kolarstwa sa mi bliskie, a kolejne pograzajace ten szalenie ciezki, wymagający sport afery i sensacje sa powdem dla których czytam książki-spowiedzi skruszonych doperow

Jednak moje zaintersowanie kolarstwem siega czasów Wyscigu Pokoju. Był to okres heroicznej walki (nie pokoju) naszych kolarzy z reszta swiata, a zwłaszcza z reprezntacjami ZSRR, Czechoslowacji i NRD. W maju, kiedy odbywal się ten wieloetapowy wyścig, w godzinach transmisji telewizyjnych wymieraly ulice polskich miast. Rozlegal się powszechnie znany sygnal dzwiekowy oznajmiający początek relacji z wyścigu. Kto zyl biegl do czarno-białego odbiornika TV, lub przystawial ucho do podbijajacych wlasnie rynek niewielkich radioobiornikow tranzystorowych (zwanych tranzystorami) żeby dowiedzieć się "jak tam nasi". Każdy szanujący się dzieciak (w tym ja) miał foliowy wor  pelen kapsli po roznych napojach, glownie po piwie, przekonwertownych za sprawa recznie kolorowanych/opisanych nazwiskami zawodnikow "koszulek" umieszczonych wewnątrz kapsli, w zawodnikow jadących w wyścigu. Natychmiast po powrocie ze szkoły, obejrzeniu/odsłuchaniu relacji z wyścigu, lapalo się ow wor, wybiegalo na dwor, żeby rozegrać swój lokalny wyścig na narysowanej patykiem trasie. Zwykle zaczynalo od sporu, kto jaka reprezentacja "jedzie" (wszyscy chcieli polska) i się ruszalo. Do zmroku, poki było cos widać. Moim ulubionym zawodnikiem-kapslem był Marian Kegel, ktory w realu nie miał zbyt wielu sukcesow, ale jako kapsel po jakims czeskim piwie spisywal się rewelacynie!
Nie wiem na czym wówczas jechali zawodnicy w największym amatorskim wyścigu w Europie. Sadzac z tego co dzisiaj wiemy chociażby o sportowcach NRD nie były to tylko woda i chleb.

Oszustwo w sporcie istnieje od czasu kiedy istnieje sportowa rywalizacja. David Millar nie ujawnia zadnego sekretu, nie pisze nic, o czym wcześniej nie pisano. Jego ksiazka jest osobistym wyznaniem kolarza, który swiadomie ulegl "kulturze dopingu" scigajac się w jednej z mocniejszych wówczas ekip - druznie Cofidis. Poczatek książki (około 150 str.) to rodzaj solidnego wprowadzenia w kolarska rzeczywistość Wielkiej Brytanii, która na początku lat 90-tych była siermieżna, przypominala mocno to co dzieje się obecnie w Polsce.
David Millar zaczal od kolarstwa gorskiego, aby po dość szybkiej przesiadce na rower szosowy stać się jednym z czołowych zawodnikow w GB. Jego droga do zawodowej kariery biegla przez amatorski francuski team, skad jest już blisko do profesjonalnego peletonu. Dziwil się, ze sporo bardzo dobrych kolarzy-amatorow nie usilowalo nawet scigac się w druzynach zawodowych. Przestal się dziwic, gdy sam stal się zawodowcem, kiedy okazalo się, ze praktycznie caly peleton jeździ na szprycy... Pomimo dawanych sobie obietnic, w atmosferze ogolnej aprobaty szefow swojej ekipy przeszedl pierwsza EPO-sesje w domu jednego z zawodnikow Cofidis. Stal się specem jazdy na czas, rozpoznawalnym, dobrze opalacanym zawodnikiem, mocnym punktem brytyjskiej ekipy olimpijskiej. Mieszkal we Francji w kurortowym Biarritz, gdzie majac 23 lata kupil wille z przełomu wieku, podpisywal milionowe kontrakty, by w roku 2004 zostać oskarżonym o używanie dopingu. Jest w jego książce watek polski. Jest oczyszczenie, powrot do sportu. A wszystko napisane bogatym brytyjskim angielskim, zdecydowanie innym, niż prosty amerykański-angielski Tylera Hamiltona.
W trakcie lektury byly momenty, ze musialem siegnac do słownika (smartfon, słowniki w necie to fajna sprawa), zeby nie zgubic watku/znaczenia pietrowych zdan zlozonych, których sporo w tej książce. Oczywiście nie mam pojęcia jakie sa proporcje w tworzeniu warstwy literackiej/językowej, w układzie: wspolautor/David Millar, ale 15-sto letni pobyt w Hong-Kongu, staranne wyksztalcenie w postkolonialnych, prywatnych brytyjskich szkołach z pewnoscia miały wpływ na barwność i bogactwo jezyka Davida Millara. Jestem dumnym posiadaczem Proficiency in English, dumnym glownie dlatego, ze zdałem ten egzamin przed komisja w Londynie, wbrew glosom edukacyjnych autorytetow, które twierdzily, ze zdanie Proficiency w pol roku od zdania First Certificate jest praktycznie niemożliwe. Faktem jest, ze obydwa zdałem na "C", czyli marna trojke, ale ku swojej radości jednak zdałem (nie będzie mi tu jakiś Angol mowil co się da, co nie!), a czas spędzony w Londynie nie poszedł na marne. Było to około 30 lat temu, mój angielski znacznie zubożał, a zasob slow zawezil do biznesowego zargonu. Lektura książki Davida Millara byla wiec przy okazji niezłym ćwiczeniem językowym, które dostarczylo mi sporo radości.
Przeczytalem te ksiazke tuz przed tegorocznym Giro d'Italia. Swietnie zaprezentowali się w nim Polacy co zdaniem Czeslawa Langa miało być pośrednim dowodem na czystość peletonu, powrotem do prawdziwej, sportowej rywalizacji. Wkrotce okazało się, ze decyzja UCI z Giro wyrzucono Danilo Di Luce oskarzonego o używanie dopingu...
Z książek Davida Millara, Willego Voet'a, Tylera Hamiltona jasno wynika znana, wielokrotnie badana oczywistość: sa sportowcy gotowi skrocic sobie zycie w zamian za pieniądze i molojecka slawe jaka staje się udzialem zwyciezcow. Bezmiar hipokryzji powoduje, ze dopingowi sprzyja zmowa milczenia, cicha aprobata praktycznie wszystkich, niezależnie od dyscypliny srodowisk sportowych. Hiszpanski epo-spec, dr Eufemiano Fuentes, glowna postac "operacji Puerto" publicznie oswiadczyl, ze jeśli hiszpański wymiar sprawiedliwości będzie zbyt mocno grzebal w jego epo-biznesie może się okazac, ze jego klientami poza kolarzami byli także tenisiści i piłkarze... w tym hiszpańscy. Znany francuski tensista Yannic Noah publicznie oskarzyl hiszpańskich futbolistów twierdzac, ze ich nadludzka wytrzymalosc, gra na pelnych obrotach do końcowego gwizdka to więcej niż czysty trening.

David Millar w starciu z francuskimi sądami i fiskusem stracil praktycznie wszystko, (lacznie w willa w Biarritz) wygrzebywal się z dlugow przez kilka lat.
Spektakularny upadek Lance Armstronga był tragedia wielu wierzących w jego czystość. Smierc i infamia Marco Pantaniego. Dziesiatki sportowcow z roznych dyscyplin, złapanych na dopingu, publicznie upokorzonych.
I co?
I już nie EPO, a doping genetyczny. To AICAR i towarzyszący mu GW 1516. Srodki o których wiadomo, ze ich uzycie prowadzi do zachorowan na nowotwory, przed braniem których WADA ostrzegala kilka miesięcy temu w oficjalnym komunikacie. Czy jest granica tego szaleństwa? Oczywiście nie. Bez większych problemów jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacje, w której sportowiec dokonuje samookalecznia, żeby moc startować w zawodach/olimpiadach dla niepełnosprawnych, bo tam widzi szanse na lepsze miejsce... 
I kto udowodni, ze zrobil to specjalnie?
Ksiazka-spowiedz Davida Millara nie zmieni swiata. Jednak dobrze, ze jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz