środa, 14 kwietnia 2021

"Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie" (Harald. Forti ar alene pa Svalbard), aut. Birger Amundesen, 2021, książka

 "Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie" (Harald. Forti ar alene pa Svalbard), aut. Birger Amundesen, 2021, książka

Lubie takie opowiesci, lubie takie ksiazki. Opowiesci - bo to historia o czlowieku, ktory pomimo tego, ze fascynowala go Ameryka Poludniowa, lasy deszczowe, w wieku 37 lat zdecydowal sie na pozostanie i osiedlenie w jednym z najmniej przyjaznych miejsc na Globie - archipelagu Svalbard (800 km na polnoc od Norwegii, 1100 do bieguna polnocnego); spedzil tam 40 lat mimowolnie ustalajac rekord samotnego zycia/przezycia w warunkach polarnych. Ksiazki - bo napisana przez zawodowego dziennikarza, przyjaciela bohatera opowiesci, w bezpretensjonalny, prosty sposob, taki, jakie bylo/jest zycie Haralda-trapera. 

I wlasciwie moglbym na tym zakonczyc tego posta, ale uderzylo mnie to, ze ta opowiesc paradoksalnie, w pewien sposob odnosi sie do poprzednio czytanej ksiazki "Pamiec nieulotna" Edwarda Snowdena (TU). Mysle tutaj o prawach jednostki do wolnosci, decydowania o swoim bycie, prywatnosci, samostanowieniu. Harald Soleim decydujac sie na osiedlenie na dalekiej polnocy nie szukal beztroskiego, latwego zycia, lecz spokoju. Kierowalo nim glebokie poczucie wolnosci, co w polaczeniu z buntowniczym charakterem bylo przyczyna konfliktu z lokalnymi wladzami. Paradosalnie traktowanie Haralda jako awanturnika spowodowalo, ze w jego slady ruszylo wielu nasladowcow wybierajacych zycie w dzikiej tundrze, praktycznie poza "systemem".  Harald powolujac sie na jeden z paragrafow ustawy svalbardzkiej z 1925 mowiacej, ze "traperzy, myśliwi, rybacy oraz zbieracze jaj i puchu mają prawo posiadac chaty oraz inne sprzęty  niezbędne do pobytu i pracy w obranym miejscu, o ile nie pociąga to niedogodności dla dysponenta gruntu" ktorym jest Państwo, rzucil wyzwanie "systemowi". Wchodzily tutaj i liczyly takze kwestie przynaleznosci archipelagu do Norwegi. To przeciez traperom Norwegia zawdzieczala to, ze Svalbard nalezal i nalezy do Norwegi wlasnie (nie do Rosji).

Fajnie, lekko sie czyta o facecie, ktory samotnie spedzal polarne noce (praktycznie 1/2 roku) i cieszyl sie wizytami nielicznych gosci w ciagu lata. Wsord nich byli agenci/oficerowie KGB, swiatowej slawy pianista-wirtuoz, norweska krolowa, a takze rozrywkowe fanki-koleznaki, ktore zostawily mu pamiatke w postaci choroby wenerycznej. Przez dlugi czas, w swych wyprawach na foki, lisy, renifery poslugiwal sie psim zaprzegiem. Wiódł życie ktore wybral, aby kiedy wiek i choroba nie pozwalaly na dalsze zmaganie sie naturą osiasc w skromnym mieszkniu w stolicy Svalbardu. Znakomite, pelne humoru sa opowiesci o zbieraniu puchu edredonow i zmaganiu sie plaga pchel przyniesionych do chaty z ptasich gniazd. Na wyobraznie dziala wszechobcne zagroznie zycia i zdrowia samotnego trapera zmagajacego sie z bialymi niedzwiedziami, czy nieoczekiwanym pojawienienim sie zabojczego śryżu w czasie wypraw łodzią. To takze opowiesc o swiecie, ktory wraz z ocieplenim klimatu gwaltownie sie zmienia, byc moze bezpowrotnie ginie. Tym bardziej warto przeczytac te ksiazke.

Humanistyczna opowiesc nie tylko dla fanow Jacka Londona i tych, co chca w Bieszczady (bo nie daja rady) :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz