"Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie" (Harald. Forti ar alene pa Svalbard), aut. Birger Amundesen, 2021, książka
Lubie takie opowiesci, lubie takie ksiazki. Opowiesci - bo to historia o czlowieku, ktory pomimo tego, ze fascynowala go Ameryka Poludniowa, lasy deszczowe, w wieku 37 lat zdecydowal sie na pozostanie i osiedlenie w jednym z najmniej przyjaznych miejsc na Globie - archipelagu Svalbard (800 km na polnoc od Norwegii, 1100 do bieguna polnocnego); spedzil tam 40 lat mimowolnie ustalajac rekord samotnego zycia/przezycia w warunkach polarnych. Ksiazki - bo napisana przez zawodowego dziennikarza, przyjaciela bohatera opowiesci, w bezpretensjonalny, prosty sposob, taki, jakie bylo/jest zycie Haralda-trapera.I wlasciwie moglbym na tym zakonczyc tego posta, ale uderzylo mnie to, ze ta opowiesc paradoksalnie, w pewien sposob odnosi sie do poprzednio czytanej ksiazki "Pamiec nieulotna" Edwarda Snowdena (TU). Mysle tutaj o prawach jednostki do wolnosci, decydowania o swoim bycie, prywatnosci, samostanowieniu. Harald Soleim decydujac sie na osiedlenie na dalekiej polnocy nie szukal beztroskiego, latwego zycia, lecz spokoju. Kierowalo nim glebokie poczucie wolnosci, co w polaczeniu z buntowniczym charakterem bylo przyczyna konfliktu z lokalnymi wladzami. Paradosalnie traktowanie Haralda jako awanturnika spowodowalo, ze w jego slady ruszylo wielu nasladowcow wybierajacych zycie w dzikiej tundrze, praktycznie poza "systemem". Harald powolujac sie na jeden z paragrafow ustawy svalbardzkiej z 1925 mowiacej, ze "traperzy, myśliwi, rybacy oraz zbieracze jaj i puchu mają prawo posiadac chaty oraz inne sprzęty niezbędne do pobytu i pracy w obranym miejscu, o ile nie pociąga to niedogodności dla dysponenta gruntu" ktorym jest Państwo, rzucil wyzwanie "systemowi". Wchodzily tutaj i liczyly takze kwestie przynaleznosci archipelagu do Norwegi. To przeciez traperom Norwegia zawdzieczala to, ze Svalbard nalezal i nalezy do Norwegi wlasnie (nie do Rosji).
Fajnie, lekko sie czyta o facecie, ktory samotnie spedzal polarne noce (praktycznie 1/2 roku) i cieszyl sie wizytami nielicznych gosci w ciagu lata. Wsord nich byli agenci/oficerowie KGB, swiatowej slawy pianista-wirtuoz, norweska krolowa, a takze rozrywkowe fanki-koleznaki, ktore zostawily mu pamiatke w postaci choroby wenerycznej. Przez dlugi czas, w swych wyprawach na foki, lisy, renifery poslugiwal sie psim zaprzegiem. Wiódł życie ktore wybral, aby kiedy wiek i choroba nie pozwalaly na dalsze zmaganie sie naturą osiasc w skromnym mieszkniu w stolicy Svalbardu. Znakomite, pelne humoru sa opowiesci o zbieraniu puchu edredonow i zmaganiu sie plaga pchel przyniesionych do chaty z ptasich gniazd. Na wyobraznie dziala wszechobcne zagroznie zycia i zdrowia samotnego trapera zmagajacego sie z bialymi niedzwiedziami, czy nieoczekiwanym pojawienienim sie zabojczego śryżu w czasie wypraw łodzią. To takze opowiesc o swiecie, ktory wraz z ocieplenim klimatu gwaltownie sie zmienia, byc moze bezpowrotnie ginie. Tym bardziej warto przeczytac te ksiazke.
Humanistyczna opowiesc nie tylko dla fanow Jacka Londona i tych, co chca w Bieszczady (bo nie daja rady) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz