poniedziałek, 26 kwietnia 2021

"Ma Rainey: Matka bluesa" (Ma Rainey's Black Bottom), reż. George C. Wolf, USA, 2020, produkcja własna Netflix, Netflix

 "Ma Rainey: Matka bluesa" (Ma Rainey's Black Bottom), reż. George C. Wolf, USA, 2020, produkcja własna Netflix, Netflix

Film dostał znaczną ilość nagród, łącznie z dwoma Oscarami 2021: najlepsza charakteryzacja i fryzury i najlepsze kostiumy. Jednak nie nagrody były powodem dla którego jakiś czas temu zdecydowałem się na obejrzenie tego filmu. Zawsze bawi mnie i zdumiewa kreatywność w tłumaczeniu tytułów na język polski. "Black bottom" - czarny tyłek ma się nijak do "matki bluesa" z polskiego tłumaczenia. Cóż... Matek/Królowych bluesa było całe mnóstwo. Bluesmanek z TAKIM tyłkiem TAKĄ aparycją było zdecydowanie mniej, a  do tego właśnie groźba o zabraniu "swojego czarnego tyłka" stała się znakiem rozpoznawczym Ma Rainey, elementem nacisku, wręcz szantażu, gdy nie chciano spełnić jej oczekiwań.

Kolejnym powodem było to, że nigdy wcześniej nie słyszałem o Ma Rainey. Nigdy też nie zagłębiałem się w genezę tego gatunku. Wystarczała mi ogólna wiedza na temat bluesa, wiedza, która mówiła, że czarnych wykonawców-prekursorów było mnóstwo, a wielu z nich pretendowało do tytułów Króla, Ojca, Królowej, Matki bluesa (a były jeszcze Cesarzowe...). Nigdy także nie zastanawiałem się w jaki sposób ten gatunek muzyczny wybił się na niezależność, jaki mechanizm spowodował, że czarni wykonawcy z początkiem XX wieku zaczęli być nagrywani, a ich muzyka stała się pożądana i popularna. 

Film - ekranizacja sztuki "Ma Rainey's black bottom", jest zapisem jednej sesji nagraniowej odbywającej się w ciągu jednego dnia w studiu Paramount w Chicago. I tutaj gwoli ostrzeżenia uwaga - to NIE JEST FILM MUZYCZNY. Nie jest także portretem tytułowej Ma Rainey. To gęsta, ciężka od emocji, podgrzana panującym tego dnia upałem historia o krzywdzie, dumie czarnych mieszkańców USA. Blues też tam jest, ale w drugim planie. W pierwszym planie rządzą Viola Davies kreująca tytułową rolę oraz grający młodego, zbuntowanego trębacza Chadwick Boseman. Nie można oprzeć się wrażeniu, że czas stanął w miejscu, że w niezamierzony sposób wypowiadane w filmie kwestie dotyczące rasizmu odnoszą się do sytuacji, które obserwujemy współcześnie na ulicach amerykańskich miast. Kontekst z zabójstwem Georga Floyda, ruchem #blacklivesmatter na szczęście nie jest nachalny, film jest ciekawy, gra aktorów znakomita podobnie jak dbałość o scenografię. Jest tylko jedno "ale". Miałem nadzieję zobaczyć film o muzyce, dostałem kolejną próbę opisania różnic kulturowych w dość umownym filmowo-teatralnym formacie. Ciekawe, ale nie powala. Na 6 (niezły) w skali filmwebu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz