wtorek, 22 czerwca 2021

"Sweat" reż. Magnus von Horn, PL-Szwecja, 2020, film, właśnie w kinach

 "Sweat" reż. Magnus von Horn, PL-Szwecja, 2020, film, właśnie w kinach 

Film chwali się sukcesem - logo z palemką "official selection Cannes 2020". Festiwal się nie odbył. To pewnie dobrze dla tego filmu, któremu nie wróże sukcesu, który jest moim zdaniem na poziome "ujdzie", czyli "4" w 10-cio stopniowej skali filmweb. Temat znany i zgrany: z jednej strony celebrycki fejm, z drugiej samotność i pustka. "Sweat" pozytywnie zaskakuje zwrotem akcji tylko jeden raz. Reszta miałka, poprawna, przewidywalna i zupełnie "bez prądu". Kreująca główną rolę Magdalena Koleśnik robi wiele, żeby wykrzesać trochę życia ze scenariusza, którego autorem jest reżyser. A zasadniczym problemem filmu jest moim zdaniem właśnie słaby scenariusz. Opisana przez film historia ślizga się po powierzchni problemu jakim są głębokie zmiany cywilizacyjne. Te zaś niekoniecznie są generowane przez net, czy serwisy społecznościowe. W moim przekonaniu przyczyna samotności, wrażenie pustki trapiące bohaterkę filmu tkwią nie w Instagramie tylko w kierunku, w którym jako ludzkość zmierzamy, czyli donikąd. Tam także podąża bohaterka filmu. Ostatecznie życie jakie prowadzi jest jej wyborem i żalenie się "światu" można opisać ekspresją, którą wydobywam na tę okoliczność z otchłani mojej pamięci: "usrała się bida i płacze" (daaawno temu, gdzieś to usłyszałem i czasmi do mnie wraca). Łagodniejsza jej forma: "jak sobie pościelesz tak sie wyśpisz" znakomicie pasuje do sytuacji w której bohaterka filmu roni łzy nad losem, który sama sobie sprawiła. 

W "Sweat" bardzo raziła i śmieszyła mnie postać Klaudiusza, pożal się boże fitness-kolegi głównej bohaterki. Nie będę wdawał się w szczegóły, nie chcę spoilować, ale to typ zupełnie niepasujący do bohaterki, otoczenia itp. 

Podobały mi się: zdjęcia, kamera blisko sylwetki/twarzy bohaterki filmu oraz sama Magdalena Koleśnik w roli fitness influencerki Sylwii Zając. Podobała mi się zawoalowana kpina z tłumu followersów  pocących się wraz z Sylwią Zając i nowomowy, gdzie szkaradny, do tego rosyjski wulgaryzm "zajebisty" wszedł do powszechnego, bezkrytycznego użycia. Reżyser/scenarzysta nie ocenia. Pokazuje w ciut dokumentalnej manierze zjawisko. Jednak to zdecydowanie zbyt mało, żeby rekomendować ten film.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz