"Na wodach północy" (The North Water), reż. Andrew Haigh, Wielka Brytania, 2021, serial, dystr. HBO
Nie oglądam seriali. To nie jest żelazna zasada. Przeczyły jej nieliczne wyjątki w postaci ambitnych produkcji takich jak np. "Glina"(2004) z Jerzym Radziłłowiczem, w reż. W. Pasikowskiego. Przyczyną mojej serialowej niechęci była niewykonalna w moim przypadku konieczność bycia przed telewizorem o określonej godzinie, w określony dzień. Kolejny powód to problematyczna, zwykle słaba jakość serialowej produkcji. Na słowo serial reagowałem alergicznie, gdyż z jakiś względów "serial" był dla mnie synonimem brazylijskiego bodaj tasiemca-gniota "Niewolnica Isaura"(1976-77, w PL 1985). Nigdy nie widziałem w całości żadnego z odcinków, ale to co wydziałem wywoływało u mnie ból brzucha i spazmy śmiechu... Ale... Zmieniła się technologia. VOD pozwala na oglądanie seriali w dowolnym momencie, w dowolnych dawkach, a media są pełne informacji o sukcesach i wysokiej jakości seriali produkowanych przez platformy streamingowe. Do tej pory niechęć do seriali poza nielicznymi wyjątkami polskich produkcji była jednak silniejsza. Aż wreszcie stało się! Wiedziony bardzo pozytywnymi anonsami prasowymi w tym informacją, że część zdjęć do tego filmu kręcono na norweskim archipelagu Svalbard, o którym niedawno czytałem książkę (TU), obejrzałem "Na wodach północny". Nominalnie serial o wielorybnikach. Oglądałem, a jakże, wiosłując :) Moim zdaniem zasługuje na 7+/10, czyli dobry+, w 10-cio stopniowej skali filmweb (plus to mój ekstra dodatek:))XIX wiek i brud, odrażające wręcz warunki pracy na statkach wielorybniczych. Brzydkie, ciemne i ponure są także miasta, porty i tawerny. Reżyser i scenarzysta w jednym nie szczędzi widzowi brutalnych, pełnych realizmu scen oprawianych fok, wielorybów. Sugestywność scen powoduje, że nieomal czujemy wiszący w powietrzu smród krwi, tłuszczu, fetor ludzkich ciał. Film jest bardzo mroczny z wieloma sensacyjnymi wątkami. Opowiadając historię konkretnej wielorybniczej wyprawy dotyka niejako przy okazji niesławnych, kolonialnych dokonań żołnierzy brytyjskich, którzy w czasie buntu sipajów w Indiach mieli zwyczaj przywiązywać buntowników do wylotów armat, a później wystrzeliwać pocisk... Autentyzm scen nie przysłania jednak filozoficznego przesłania filmu, którego scenariusz oparty na powieści Iana McGuire o tym samym tytule, garściami czerpie ze sprawdzonych pierwowzorów: "Moby Dicka" oraz prozy Joshepa Conrada. Każda z głównych postaci filmu zabiera ze sobą na pokład statku tajemnice, które stopniowo poznajemy oglądając kolejne odcinki serialu o biblijnie brzmiących tytułach. Film jest szalenie gęsty. Pełno w nim akcji, emocji, egzystencjalnych pytań o stan rodzaju ludzkiego, o wyznaczane moralnością granice, ich sens w ekstremum zimowej Arktyki. O jakości serialu decyduje także wysokiej próby aktorstwo, gdzie błyszczy Collin Farrell w roli zwierzęcego, zdegenerowanego harpunnika Henrego Draxa. Dodatkowym smaczkiem przydającym autentyzmu serialowi jest fakt kręcenia części zdjęć w prawdziwie arktycznych warunkach na wyspach archipelagu svalbardzkiego. W połączeniu z epicką narracją podróży, poszukiwań i polowań na wieloryby to także opowieść o eksploracji Dalekiej Północy, przesuwaniu granic poznania. Każdy kto zaczytywał się opowieściami o polarnych wyprawach Scotta, Amundsena, Shackletona, kto zamarzał czytając o zimowaniu na lodzie, o wytyczaniu nowych przejść przez Beringa, ten powinien obejrzeć ten film. Wszyscy, którzy dobrze odebrali "Zjawę" (The Revenant) z DiCaprio, którzy lubili/lubią klimaty książek Jacka Londona mogą liczyć na wspaniałą zabawę. Nie mniejszą przyjemność będą mieli ci, którzy wierząc w dwoistą postać ludzkiej natury zamknietą w symbol yin-yang zadają sobie egzystencjalne pytania: "Skąd pochodzimy?", "Kim jesteśmy?", "Dokąd zmierzamy?" zwłaszcza wówczas, kiedy okazuje się, że jednym z członków załogi statku, jest Diabeł...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz