wtorek, 17 października 2023

Röyksopp, Torwar, poniedziałek 2023.10.16, koncert

 Röyksopp, Torwar, poniedziałek 2023.10.16, koncert

Jakiś czas temu uległem brzmieniom kapeli Kosheen i kiedy w jednym z warszawskich sklepów szukałem czegoś podobnego w kategorii drum and bass, sprzedawca zarekomendował mi najnowszą płytę Röyksopp - "The Inevitable End" (2014). Kupiłem, odsłuchałem, zgrałem w plik mp3, wrzuciłem do telefonu i czasami, rzadko, wracałem do ich muzyki. Röyksopp okazał się być kapelą, właściwie duetem grającym muzykę elektroniczną w jej "czystym" wydaniu przesuniętym w kierunku muzyki klubowej. Jednym słowem głośno, z mocnym bitem, całość wygenerowana elektronicznie, a na koncercie wsparta mnóstwem świateł, laserów, dymu oraz trójką tancerzy. Cała dyskografia dostępna jest na Spotify i widzę, że ich nagrania cieszą się sporym zainteresowaniem (2,4 mln odsłuchań w tym miesiącu; dla porównania Taco Hemingway 2,7 mln). 

Był czas kiedy muzyka elektroniczna była innowacją, objawieniem. W 1977 roku świat usłyszał "Oxygene" Jeana-Michela Jarre'a. Okazało się, że jeden muzyk używając elektroniki może stworzyć dzieło, które zachwyciło cały świat. Od tamtego momentu ówczesna monumentalna technologia łącznie ze studiem nagrań mieści się w jednym skromnym notebooku, a to co było dostępne dla majętnych, utalentowanych wybrańców jest w zasięgu ręki praktycznie dla każdego. Oczywiście wypada mieć trochę muzycznych umiejętności. Te najwyraźniej  były i są udziałem dwóch Norwegów, którzy z końcem lat 90-tych stworzyli  Röyksopp i z powodzeniem kontynuują swoją karierę. 

Warszawski koncert był w moim odbiorze ok. Publiczność dopisała. Tłumów wprawdzie nie było, bilety były dostępne w necie nieomal do ostatniej chwili, ale fani norweskiego duetu dość szczelnie zapełnili płytę Torwaru. O 20:00 rozpoczęła zagrzewanie publiczności warszawska kapela Rysy. To także duet, także grający muzykę elektroniczną. Czyli duży stół, na nim elektronika i dwóch skaczących facetów, którzy zamaszystymi ruchami od czasu do czasu kręcili jakąś gałką, dotykali klawisza(y) klawiatury. Statyczne punktowe oświetlenie, czarne tło, czarne sylwetki muzyków; bez odlotu. Po około 30 min. wyszło na estradę 6-ciu ludzi z obsługi. Wyłączyli tym dwóm pierwszym różne wtyczki i kable, na 1-2-3 podnieśli i wynieśli stół z elektroniką na zaplecze, po czym zdjęli czarne sukna i zasłony ze stojącego w głębi większego, bardziej rozbudowanego stołu z dwoma komputerami i masą innej elektroniki. Około 21:00 wyszło z zaplecza dwóch facetów, którzy zaczęli odprawiać nad sprzętem różne rytuały. Reakcja publiczności wskazywała, że to panowie z duetu Röyksopp, ale... Panowie wystąpili w przebraniu. Na głowach kapelusze z dużymi rondami, ubrani w luźne, obszerne stroje, w których przypominali gnębionych przez bandziorów rolników z filmu "Siedmiu wspaniałych". Jednym słowem mogli to być równie dobrze panowie z kapeli Rysy, z tym, że obsługujący większe biurko... Nie wiem czemu miało służyć to przebranie, zwłaszcza, że po jakimś czasie stopniowo zaczęli je zrzucać, a nawet pozdrawiać publiczność w języku polskim, z tym, że ciut łamanym. Od tego momentu pozbyłem się obaw, że to Rysy, a muzyka zdawał się to potwierdzać. Muszę przyznać, że brzmiała fantastycznie, a możliwości robienia hałasu przez dwóch ludzi plus elektronika były imponujące. Oczywiście nie mam pojęcia, czy Röyksopp odtwarzał to wszystko z komputera(ów), czy i jaka część muzyki powstawała na żywo. W każdym razie w towarzystwie licznych świateł, laserów, dymu i tancerzy był to świetny show. Yulowi Brynnerowi i jego kompanom też by się (chyba) podobało, ale z pewnością oprotestowaliby cenę (160 zł) koncertowych koszulek, (bo bilet 170 zł miał przyzwoitą cenę) i mogłoby się skończyć strzelaniną.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz