piątek, 27 października 2023

"Taylor Swift: The Eras Tour", reż. Sam Wrench, USA, 2023.10.13, film

"Taylor Swift: The Eras Tour", reż. Sam Wrench, USA, 2023.10.13, film


Wszedłem do sali kinowej w trakcie wyświetlania reklam i zwiastunów. Sprawnie znalazłem swoje miejsce ulokowane w ostatnich rzędach widowni. Już w trakcie trwania filmu wiedziałem, że coś jest nie tak... Nieliczna (seans 18:00, piątek 2023.10.13, czyli w dniu światowej premiery filmu) publiczność reagowała nad wyraz żywiołowo śpiewając razem z Taylor, machając rękoma, wykonując serduszka kierowane w stronę ekranu. Kiedy po blisko trzygodzinnym seansie na widowni zapaliły się światła okazało się, że nie dość, że byłem prawdopodobnie jedynym widzem-mężczyzną to zawyżałem przeciętną wieku o współczynnik x4-x5. Wokół mnie były nastoletnie dziewczyny w przedziale wiekowym 13-15 lat... Niektóre przyszły do kina w towarzystwie mam... Poczułem się troszkę nieswojo, jak intruz na zamkniętej imprezie i zdecydowanym krokiem udałem się do wyjścia :)
Taylor Swift ma w tym miesiącu ponad 100 mln słuchaczy (Spotify). Jest światowym nr. 2 pod względem ilości słuchających. Imponujący wynik, a ja znałem tylko jeden jej kawałek - "Willow". Stacja net-radiowa, której słucham (Radio 357) rzadko gra Taylor Swift. Ten brak Taylor dotyczy pasm godzinowych w których mam słuchawki na uszach, czyli od około 6:00 a.m. do, z małymi przerwami, godz. 13:00-14:00. Potem, już na głośnikach słucham innej anteny (net-radio grające jazz) gdzie z założenia na Taylor Swift nie ma miejsca. Jednak pomimo tak wątłego kontaktu z jej muzyką miałem świadomość, że jest duża, rośnie większa, że wyrosła na giganta sceny pop. Obejrzałem na Netflix film "Miss Americana. Taylor Swift" (2020), dokument traktujący o jej fenomenie. Ten film okazał się być znakomitym teaserem powodującym, że nie mogłem nie pójść na "Taylor Swift: The Eras Tour", film, który jest zapisem jej koncertów (kompilacja trzech) na stadionie SoFi Stadium w Inglewood w Kaliforni. Chciałem zobaczyć na czym polega TEN fenomen. Pierwsze 10-15 min. filmu jest dość bezbarwne; taki tam koncercik jak wiele innych. Potem - petarda! Ameryka w każdym wymiarze: ogromu nakładów na produkcję, znakomitej techniki, świetnych zdjęć, no i oczywiście ona - Taylor Swift władczyni serc, może nawet dusz publiczności. Film ma już swoją zakładkę w wiki (TU). Wynika z niej, że "Taylor Swift: The Eras Tour" stał się najbardziej dochodowym filmem koncertowym wszech czasów. Rzeczywiście. Jest zrobiony perfekcyjnie, istny majstersztyk, ale byłby niczym bez gwiazdy jaką jest 33-letnia Taylor Swift, która jako 14-sto latka zaczęła karierę piosenkarki country śpiewającej własne teksty do skomponowanej przez siebie muzyki. Dzisiaj jest gigantem sceny pop, kompozytorką i autorką, performerką, której popularność przeżywa właśnie apogeum, a jej dowodem jest ten film. 
Po obejrzeniu "Taylor Swift: The Eras Tour" stawiam znak równości pomiędzy Michaelem Jacksonem a Taylor Swift. On był królem pop, ona jest królową (nie znam dokonań Beyonce, ale widzę, że na Spotify ma teraz 47,5 mln słuchaczy, czyli prawie 50% mniej niż Taylor Swift). Nie będę nawet usiłował pisać o samym filmie. Trzeba go zobaczyć chociażby dlatego, że jest wyjątkowy w kategoriach czysto biznesowych. Czy warto go widzieć dla Taylor Swift? Moim zdaniem tak, nawet pomimo tego, że na mojej priv play liście na Spotify był i pozostanie (póki co) jeden jej kawałek - "Willow". Na wszelki wypadek, zwłaszcza Panom sugeruję jednak późniejszą godzinę seansu i ewentualne przetrenowanie robienia serduszka z dłoni. To się może przydać. Taylor Swift ma (podobno) także starsze fanki. Te zwykle chodzą do kina bez mamuś, chociaż niekoniecznie solo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz