Idziesz na Slasha, dostajesz Dode:)
Ciekawe ile musiala zapalcic Doda, żeby Slash zaakceptowal jej obecność na scenie.
Pewnie niemało.
Brak telebimow i dość cienki vocal Mylesa to kolejne cienie na znakomitym moim zdaniem koncercie giganta gitary - Slasha.
Ale po kolei...
Support, chociaż nie pamiętam jak się nazywali zrobil dobrze swoja robote - rozgrzal publiczność. |
Swiatla były, ale bez orgii; brak telebimow to skucha. |
To było to! Slash ani na chwile nie zszedł ze sceny, nie zwolnil tempa. Był w znakomitej formie. Razem z reszta kapeli tworzyli zgrane combo, które znakomicie radzilo sobie z kawałkami z własnego repertuaru jak i utworami GN'R. Swietne rockowe granie. Bardzo dobre naglosnienie (inaczej niż na Motorhead na Torwarze [za glosno] i Dianie Krall także na Torwarze [za cicho])
Slash na froncie, reszta z tylu. Realizacja oczekiwan fanow. |
Gdzies w okolicach 1/3 koncertu Slash zapowiedział niespodzianke: lokalna, polska gwiazde - Dode.
A dalej było tylko lepiej. Kapela wyraźnie się rozgrzewala napedzana energia zywo reagujacej publiczności. Slash zgodnie z oczekiwaniami dal niesamowity popis swoich umiejetnosci grając jeden z kawalkow jako jedna dluga partie solowa w czasie której, reszta kapeli wycofala się w cien glebi sceny, żeby stojąc pod piecami dyskrenie wspomagac Slasha, który wymiatal na froncie. (duzy ekran az się prosil w takich momentach) Poleciala także chyba najbardziej znana rzecz The Conspirators - Anastasia oraz mieszanka reperturtuaru GN'R z własnymi dokonaniami. Wokal Mylesa Kennedyego akceptowalny (dla mnie) we własnych kawałkach Konspiratorow nie był wystarczająco przekonywujący w tych z repertuaru GN'R (moim zdaniem oczywiście). W sposób oczywisty każdy kto się bierze za repertuar Gunsow naraza się na porównanie z Axlem, a z nim rownac się trudno...
Final! Leca confetti, Slash wymiata, publiczność szaleje! Się dzieje! |
Nie zmienia to faktu, ze ogolnie było bardzo dobrze. Oceniam koncert bardzo wysoko. Kwalifikuje jako jeden z lepszych na których byłem, chociaż mialbylm trudność z ustawieniem kolejności. Otoz chodze zwykle na bardzo dobre koncerty:) Pierwszym, prawdziwym był bodaj koncert Supertramp. Londyn w zamierzchłych, wczesnych latach 80-tych...
Slash z kolegami gral 2h+. Mysle, ze nikt z publiczności, która w około 60%-70% wypelnila Atlas Arene nie był zawiedziony. Patrzylem na wychodzących z koncertu ludzi. Przekroj wielku od lat nastu do nieskonczonosci, a wszystkie gębusie usmiechniete, zadowolone, wręcz szczęśliwe, pomimo, ze bilety tanie nie były. Nasze, siedzące kosztowaly 280 zl. Te do Golden Circle w momencie kiedy kupowałem swoje były już niedostępne, ale musiały kosztowac 300+.
Znakomity wieczor pelen dobrych emocji.
Dobra była także organizacja calosci. Duzo "porządkowych" dzięki którym latwo było znaleźć toalete, wjechać/wyjechać z parkingu. W W-wie byliśmy już w sobote, a do domu dotarłem po 1:00.
(teraz, kiedy koncze posta, w Trojce leci November Rain w bogatej, uczesanej ver. z towarzyszenim orkiestry; znak jakiś, czy co?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz