sobota, 15 września 2012

"Na jednej linie", aut. Wanda Rutkiewicz, 2010, książka

"Na jednej linie", aut. Wanda Rutkiewicz, 2010, książka

Poszedlem za ciosem. Oddajac do biblioteki ksiazke, R. Messnera pozyczylem kolejna rzecz o gorach, tym razem autorstwa Wandy Rutkiewicz. (Czekam na zamowione ksiazki-nowosc, wiec wspieram sie lokalna biblioteka, a tu wybor w kat. reportaz, biografia, sztuka dosc mizerny).
Wanda Rutkiewicz jest z pewnoscia najbardziej znana polska himalaistka. Byla m.in. pierwszym Polakiem! i pierwsza Europejka, ktora stanela na szczycie Mount Everest (1978). Zginela w czasie wejscia na Kanczendzonge (1992).
"Na jednej linie" jest jedna z kilku ksiazek, ktore napisala. Wybor byl zupelnie przypadkowy - akurat stala na polce. Jest jedyna jej ksiazka, ktora przeczytalem. Nie rozczarowalem sie, chociaz mialem pewne problemy z przebrenieciem przez 30-40 pierwszych stron, gdzie W.R. dosc
szczegolowo listuje swoje wczesne dokonania sportowe siatkarki i wypady w Skalki w roli adeptki wspinaczki skalkowej. Sypie datami, nazwiskami, nazwami miejsc. Ciekawe zaczyna sie, kiedy wchodzi w wyzsze gory, a bardzo ciekawe, kiedy zaczynaja sie: Hindukusz i Himalaje. I nie jest to zwiazane bezposrednio z wysokoscia gor na ktore sie wspina, lecz organizacyjno-ludzka otoczka w ktorej wspinac sie jej przychodzi. Zbieranie kasy, lapanie sie na wyprawy, stosunki miedzyludzkie, ambicje sportowe, cele i dazenie do ich osiagniecia, uklady i ukladziki, czyli jak to robila, ze w siermieznych czasach socjalizmu podrozowala, zdobywala, spelniala sie jako czlowiek, kobieta, sportowiec. Jest w tej ksiazce sporo wspinaczkowego zargonu (nie wspinam sie poza wspinaniem na palce, co cholera robie coraz czesciej pomimo moich 185 cm, bo mlodziez psiakrew jakas ostatnio wyrosnieta), co moze troszeczke draznic. Jednak jest takze mnostwo opwiesci o organizacji wypraw (w tym smakowita opowiesc o podrozy Fiatem 125p z Polski, przez Niemcy do Pakistanu w skadzie 2 kobiety - Polki, 2 facetow - Niemcow, ktorych wysadzily po drodze), o atmosferze w obozach (w tym pod Pikiem Komunizma), o nacjonalizmach w czasie wypraw wielonarodowych, o chaosie, o roli przypadku, o feministycznym przechyle, o ambicjach i cieplej kapieli na 5 tys. metrow w plastikowym pojemniku zostawionym przez R. Messnera.
"Na jednej linie" podobala mi sie. Oddajac ja do biblioteki zauwazylem na polce kolejna ksiazke R. Messnera, ale zdecydowalem, ze odpoczne troche od ludzi "spragnionych gor" (tak pisala o sobie/swoich kolegach W.R.). Nie chce, zeby ksiazka W. Rutkiewicz zostala zbyt szybko "wyparta" kolejna himalajska opowiescia. Chce jeszcze przynajmniej przez chwile do niej, do najlepszych lat polskiego himalaizmu wracac/obracac w pamieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz