
Ci którym się udało czasami uwazaja za stosowne podzielić się swoimi doświadczeniami z innymi.
Doswiadczenie Duffa McKagana jest mroczne, mocne, mordercze.
Przeczytalem z zainteresowaniem. O wartości książki nie decyduje jej jakość literacka. Jej sila jest prawda, bolesna szczerość, ale w konsekwencji pozytywny koniec. Jeśli ktoś przy okazji lubil/lubi Guns'ow i interesuje się scena rockowa lat 80/90 to warto siegnac po te lekturę.
Wśród wielu "rock-książek" nadal najlepsza (moim zdaniem) jest "Desperado" - wywiad rzeka z Tomaszem Stańko, potem wlasnie "Sex, drugs..." Duffa McKagana, "Upadki, wzloty..." rzecz o Iggy Popie. Gdzies z boku jest, ze względu na inna jakość jest niedawno przeczytana "Czarny Anioł" o Ewie Demarczyk.
Grajacy w GN'R Duff McKagan zadziwiająco wiele pamięta z czasów kiedy był w alkoholowo-narkotycznym ciągu. Miał dużo szczęścia, ze przezyl. Miał/ma także talent, który spowodowal, ze wraz z kolegami stworzyli kapele, która zarabiala duza kase. Miał wystarczająco wiele rozsądku, żeby jej nie roztrwonić. Pieniądze umozliwily jemu i jego rodzinie dostatni byt także w momentach kiedy spadal na dno. Ale chyba najważniejsze jest to, ze spotykal na swojej drodze ludzi, którzy umieli i chcieli mu pomoc. Było ich wielu. Wśród nich zawodowi kolarze, terenerzy sztuk walki, medytacji, bo Duff uważa, ze to właśnie wysiłek fizyczny w dużej mierze pomogl mu uzyskac rownowage, wyjść z nalogow.
"Sex, drugs..." dowodzi, ze można się odbic, otrząsnąć, odnaleźć. Życie to ciąg upadkow i powstan, zejść i wskrzeszeń, a sila która to napedza tkwi zdaniem Duffa w każdym z nas. Jego historia trwa, a z niej wynika także, ze uzaleznienienie to piętno, przeklenstwo na cale zycie. Może za wcześnie na odtrąbienie sukcesu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz