poniedziałek, 31 grudnia 2018

"Narodziny gwiazdy" (A Star Is Born), reż. B. Cooper, USA, film, w kinach

"Narodziny gwiazdy" (A Star Is Born), reż. B. Cooper, USA, film, w kinach


Było ostrzeżenie, ze to gniot, ale...
Jest tak mało filmow muzycznych, ze pomimo ostrzezen zdecydowałem się obejrzeć "Narodziny Gwiazdy".
Oceniam go na 3, czyli "słaby" w 10-cio stopniowej skali filmweb.

Wszystko już było. Pamiętam film pod tym samym tytulem z udzialem Krisa Kristoffersona i Barbry Sterisand (1976). To co mamy na ekranach teraz to oczywiście remake tamtego obrazu. Pamietam go nie dlatego, ze był dobry. Pamietam go bo był. Wówczas ogladalo się wszystko co "zachodnie". Kinowa oferta była uboga, obfitowala w produkcje "krajów zaprzyjaźnionych". Czasami zdarzaly B i C klasowe odpady ze zgniłego zachodu. Hollywoodzkie megaprodukcje były rzadkoscia. Taką były "Narodziny gwiazdy" 1976.
Barbra ani Lady Gaga nie sa dobrymi aktorkami. Ale jeśli chodzi o vocal Barbra jest poza zasięgiem wielu, w tym Lady Gagi... I tutaj paradoks. Z tamtego filmu nie pamiętam zadnego muzycznego kawalka (ale czerwony, sportowy samochod, z wysublimowanym systemem audio, tak), natomiast z obecnej wersji cos mi zostało i będzie ze mna na dluzej - "Mielocha".

Obecna wersja "A star is born" jest jeszcze bardziej naiwna, trudniejsza do ogladnia niż pierwowzor. Mysle, ze gdzies w okolicach polowy filmu stwierdzielm, ze obraz przeszkadza mi w odbiorze muzyki. Płaskie, nieporadne wysilki aktorskie Lady Gagi zwyczajnie zaczely mnie draznic.
Szkoda, ze  Bradley Cooper ma tak drewniana partnerke. Kolezanka-researcherka amatorka, powiedziała mi, ze sam zabiegal o udział Lady Gagi w reżyserowanym przez siebie filmie. Z pewnoscia był/jest to znakomity zabieg marketingowy, film sprzedaje się znakomicie. Ale najlepsza robote robi muzyka...

"Mielocha" (Shallow), glowny motyw muzyczny, to moim zdaniem niezły kawalek. Ma szanse na Oscara. Reszta sciezki dzwiekowej tez calkiem przyzwoita, tak długo poki kreci się w okolicach klimatow pop-rock-country. Zdecydowanie słabiej wygląda kiedy przechyla się w kierunku dokonan (tych w realu) Lady Gagi. Kiedy filmowej bohaterce - Ally, zaczynają towarzyszyć: lateks, plastik, koronkowe rajstopy tancerek, ladygagowe układy choreograficzne, robi się slabo.

Slaba, do bolu jest fabula. I wcale nie dlatego, ze jest przewidywalna. Przeciez takich filmow było na pęczki, wiemy jak potoczy się historia od Kopciuszka do Krolowej. Slaboscia filmu jest skrót. Troche jakby tworcy wychodzili z zalozenia, ze przecież wszyscy wiedzą o co chodzi, wiec nie ma co się silić, bawić w psychologie. A przecież ten film, chociaż muzyczny nie jest musicalem, gdzie gatunek dopuszcza taki poziom uproszczenia akcji. To jednak film, dramat i chociaż muzyczny to nawet taki film może opowiadac historie ciekawie, soczyście, przekonywująco; niech wzorem (niedościgłym) będzie "Kabaret" (1972) z Liza Minnelli.
Mam podejrzenie, ze Lady Gaga nie była w stanie unieść scen o większych wymaganiach aktorskich, stad ten potworny schematyzm, toporność fabuly. Ale co tam...
"Mielocha" rządzi!
Dlatego miast wydawac kase na bilet do kina wystarczy obejrzeć zwiastun filmu na YT (tutaj).
W ten sposób oglądacie praktycznie caly film w niespełna czterominutowej pigule, a 30.00 zl zostaje w kieszeni z przeznaczeniem na bardziej ambitne propozycje:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz