sobota, 8 grudnia 2018

Paul McCartney, Freshen Up, koncert, Tauron Arena Kraków, 2018.12.03

Paul McCartney, Freshen Up Tour, koncert, Tauron Arena Kraków, 2018.12.03

Ex-Beatles nie ma lekko. Nie dość, ze 76 lat na karku to jeszcze niezależnie od tego co robi, jakby się nie staral, to i tak publiczność oczekuje, ze będzie gral nieśmiertelne kawałki Famous Four.
Jego solowe dokonania w roznych zestawach (np. The Wings) sa interesujące, czasami nawet bardzo dobre (np. My Valentine), ale...
Ludnosc chce Hard day's night, She loves you, Yesterday itd. Na szczęście, dla siebie Paul McCartney ma pelna swiadomosc, ze nie ma sensu z tym walczyc, to trzeba oswoic i dac to czego chcą fani. Dlatego jegot blisko trzygodzinny show to baaaardzo udany mix tego co stworzyl sam bedac już ex-beatlesem oraz wspólnych dokonan z kolegami z Liverpoolu.
LED'y z każdej strony estardy i świetne nagłośnienie
powodowały, że z każdego miejsca było dobrze i widać
 i słychać.
Nie będę prezycyjny, ale odniosłem wrazenie, ze blisko 2/3 koncertu to The Beatles, reszta Paul. W każdym razie dobor piosenek w polaczeniu z akcentami wizualnymi (ognie, wybuchy, ruchoma platforma, filmy itp.) tworzyly znakomite, spojne widowisko.
A przecież miałem wątpliwości... Pomiomo tego, ze po występie sprzed kilku lat na Stadionie Narodowym kolezanka goraco rekomendowala występy Paula nie byłem przekonany, czy warto.
Wahania i wątpliwości skutecznie mnie opuściły, kiedy bilet wartości blisko 600 zl został mi sprezentowany:) (!), a kolejna wyprawa do Krakowa była także przyjemnoscia towarzyska.

Oprawa pirotechniczna była imponująca podobnie jak mocne,
hard rockowe wykonanie "Helter Skelter" i "Live and let die"
którym towarzyszyły.
Na widowni, podobnie jak na koncercie Stonesów kilka pokoleń fanow. Wspolne spiewanie, wspolna radość z uczestniczenia w znakomitej imprezie. Bo chociaż Paul nie dysponuje już taka jak niegdyś skala glosu, chociaż nie skacze po estradzie jak za czasów Beatlesow, to show nie smakowal jak odgrzewany kotlet, nie był odcinaniem kuponow. W towarzystwie dojarzalych sidemanow, wzmocniony fajna sekcja dętą Paul brzmiał świeżo, a w niektorych kawałkach wręcz potężnie. Wiele opowiadal o swoich niezyjacych kolegach: Lennonie i Harrisonie, podnosząc ich talent i dokonania. Swietny, zrozumialy angielski Paula w polaczeniu z ogromnymi ekranami LED (LED'y rządzą!) i znakomitym, czystym  naglosnieniem (dla mnie było kapke z glosno) pozwalaly na spokojnie wsłuchanie się we wspominkowe opowieści Paula, podażanie za muzyczna podrozna do której zostaliśmy zaproszeni. Paul ze znaczym wysiłkiem usilowal powtarzac pare zdan po polsku, czym wzbudzal entuzjazm publiczności (zakonczyl koncert także po polsku mowiac "do zobaczenia").
Na wyniesionym kilka metrów w górę podeście Paul wykonuje
"Black Bird"
Fajnym akcentem było zaproszenie z widowni jednej z fanek, która na plakcie napisala, ze od 10 lat czeka żeby uscisnac Paula. Przyjechala z Suwałk i była autentycznie wzruszona mozliwoscia wymiany kilku zdan z Paulem i publicznego padniecia w jego ramiona. Poproszona na estradę para ze Słowacji (na plakacie "Paul pomoz mi się oswiaczyc") odgrala scene oświadczyn, ale w odróżnieniu od dziewczyny z Suwałk nie wygladalo to spontanicznie, zwywiolowo. Ona powiedziała tak, on dal jej pierścionek i po robocie.

Finał. Paul mówi "do zobaczenia", a nabita do ostatniego miejsca hala gorąco dziękuje mu za show.
Było fajnie i było warto.

Tym razem do Krakowa pojechałem pociągiem. 150 zl, II-klasa, Pendolino i NIE MA WiFi!
To porażka!
Nocleg tym razem w Hotelu Poleski. Niewiele drożej (190 zl) niż w Hotelu Ibis, a widok z restauracji na Wawel najlepszy w Krakowie. Dosc daleko od Tauron Areny, ale okazało się, ze szybko i skutecznie można tam dotrzeć tramwajem (uliczne korki powodują, ze najszybszym srodkiem komunikacj jest tramawaj wlasnie).
Powrot także Pendolino. 2h20 min. do Warszawy to niezły wynik, ale ze NIE MA WiFi! To porażka!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz