poniedziałek, 7 września 2020

"Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście", aut. D. Kortko, M. Pietraszewski, 2016, książka

"Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście", aut. D. Kortko, M. Pietraszewski, 2016, książka

Potrzeba przeczytania czegos o gorach nachodzi mnie, kiedy upał, słońce i zero nadziei na ochłodzenie. Zwykle wpadam wówczas w faze czytania i czytam kilka pod rząd opowieści o Himalajach, zamaganiu się z gorami, mrozem, huraganowymi wiatrami. Bywa także, ze sa to książki-wspomnienienia żon/partnerek alpinistów, zarówno o tych, którzy w górach zostali i tych, którym udało się (jeszcze) z gór wrocic.
Tym razem było podobnie. Było goraco, jechałem do Mrągowa, konczylem właśnie "Pustynie Tatarow", w planie miałem czytaną obecnie "Na nieludzkiej ziemi" Józefa Czapskiego, ale uznałem, ze nie jest to lektura wakacyjna. Nie bez przygód (bo wirus i wejść do biblioteki nie można) pożyczyłem więc "Kukuczkę...." w lokalnej bibliotece.

Przecztalem te ksiazke błyskawicznie. Jest w moim przekonaniu szalenie ciekawa, a bohater biografii odbrązowiony, pełen ludzkich cech, także tych, które być może były rodzajem tajemnicy, o których bohater sam mowil wcale, lub niechętnie.
Nie, nie ma tutaj nic skandalizującego, nic co zostawialoby głębszą ryse na wizerunku herosa Himalajów, drugiego po Reinholdzie Messnerze zdobywcy korony Himalajow. Sa jednak rozne smaczki, wtręty, które w połączeniu z wiedzą o tamtych, słusznie minionych czasach, pozwalaja na budowanie wizerunku Jerzego Kukuczki w szerszym kontekście.
Beskidzki góral, który zginał w trakcie ataku szczytowego, przy probie wejścia południową, niezdobyta ścianę Lhotse w wyniku odpadniecia od ściany (1989). W rezultacie pęknieta lina, upadek w dwukilometrową czeluść był koncem sukcesow najlepszego polskiego himalaisty. Zupełnie jak z "Cienia wielkiej góry" (1975) Budki Suflera:

Ona przychodzi chytrze,
Bez ostrzeżeń i gróźb,
Krzyczy pękniętą liną,
Kamieniem zerwanym spod stóp,
Spod stóp.
Wszystko zaczyna się zwykle,
Jak każdy wspinaczki dzień,
Trudny dzień.
Ściana, droga pod szczyt,
A potem nagle krzyk - oooooo...

Jakby spełnienie się przepowiedni, dokonanie się nieuniknionego, tego co każdy chodzący w góry ma wpisane w swoją karme…

Jednak nie wszyscy, którzy wchodzą na osmiotysieczniki musza zginac. O tym tez jest w tej książce, bo parcie Kukuczki na zdobywanie, często wbrew zdrowemu rozsądkowi było powszechnie znane w srodowisku i niekoniecznie akceptowane. Kukukczka miał partnerow wspinaczkowych takich jak np.  Wojciech Kurtyka, którzy zrezygnowali z wchodzenia w Kukuczką uwazajac, ze cel nie uświęca środków i nadal żyją...

"Kukuczka..." to swiadectwo także tego, ze alpinizm/himalaizm był wówczas sposobem na bycie i zycie. Rodzajem ucieczki od szaroburej, socjalistycznej rzeczwistości, gdzie pasja plus niespodziewane, wywolane polskimi sukcesami wsparcie ze strony "aparatu państwowego" pozwalały na jaki-taki byt, ale w innym, fajniejszym swiecie. Organizacja, finansowanie wypraw w najwyższe góry to było (i jest) duże wyzwanie finansowe. Tutaj także trzeba było się sprawdzić, wykazac zapobiegliwoscia i przedsiebiorczoscia. Znani z prasowych tytulow polscy zdobywcy najwyzszch gor gromadzili fundusze nie tylko malując kominy, ale także przemycając pożądane w docelowym kraju towary, by w druga stronę, do Polski przywozić hinduskie ciuchy, czy półszlachetne kamienie. Uczestnictwo w wyprawach zagranicznych było opłacane w barterze np. kurtkami puchowymi, a sprzet np. uprzęże rodzimi himalaiści szyli sami, co czasami stawalo się przycznkiem do powstania wcale dużych, sportowych firm, takich np. jaki nieistniejący już Alpinus.

Jest w tej książce duuużo o żonie Kukuczki, Celinie (książka ma jej oficjalna, wyrazona na czwartej okładce akceptacje). Jest także króciutki rozdział zatytułowany "Celina". Wynika z niego, że żona nigdy nie stawiala Go w sytuacji wyboru: ona - góry. Nie wynika, czy kierował nią strach, że wyborem będą góry, czy przemawawiała za tym mądrość kochającej kobiety, która nie chciała stawiać swojego męża w obliczu ostatecznych wyborów. Bała się i czekała. A przecież był to czas, kiedy nie było telefonow sateliteranych, netu, GPS'ów, a zadzwonienie za granice było mission impossible… Więc strach towarzyszyl jej przez tygodnie, miesiące, był normą.
Jerzy Kukuczka zginął pod ścianą Lhotse. Jego ciała nigdy nie odnaleziono, ale w oficjalnym raporcie pod ktorym podpisali się wszyscy uczestnicy wyprawy napisano o pochówku w szczelinie lodowca. Odnalezienie ciala było bowiem podstawa do wypłacenia odszkodowania Rodzinie.
On odszedł, Żona i Synowie zostali…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz