piątek, 19 kwietnia 2013

Imany, Sala Kongresowa, koncert, czwartek 2013.04.18

Imany, Sala Kongresowa, koncert, czwartek 2013.04.18

Niespelna pol roku temu artystke Imany widziałem/slyszalem w Studio A. Osieckiej w Trojce (pisze o tym na blogu) mieszczącym 150 osob. I już ja mamy na sali o pojemności 3 tys. widzow.
A przecież niejeden muzyczny imam polegl usilujac sprzedać swoje dokonania w mniejszych niż Kongresowa salach.
Imany się udało. Kongresowa była wypelniona w nieomal 100%.

To było naprawdę intrygujące. W ostatnim czasie kilku znanych i uznanych artystow było zmuszonych odwolac trasy koncertowe  w Polsce z prozaicznego powodu - nie było chętnych. Pamietam dość dobrze spektakularna porazke Lionela Richie, który mocno wspierany przez Marka Niedzwieckiego wycofal się z koncertowania w naszym kraju. Poza nim było wielu innych o znacznie większym dorobku niż skromne jedno CD Imany: "The shape of the broken heart".
Jednak jej się udało. A Kongresowa to tylko jeden z punktów jej PL trasy.
Koncert zaczal się ciut wcześniej niż 20:00. Imany wyszla na scene, zapowiedziała kolege z Afryki, który przez 30 min. z niezłym skutkiem zagrzewal publiczność. Potem chwila przerwy i Imany wraz z dość liczna kapela. Jak zwykle w chustce na glowie, spodniach-rurkach, mokasynach, ciemnej bluzce.
Szybko zlapala kontakt z publicznoscia. Dwukrotnie wspomniała, ze nie jesteśmy w kościele, lecz na koncercie i ku mojemu autentycznemu zdziwieniu praktycznie cala publiczność wstala z czerwonych foteli, żeby się pobujać. Groove nie jest latwy w warunkach Sali Kongresowej. Odstepy pomiędzy rzedami foteli sa bardzo male. Widac były liczone na kiepsko odżywionych, krotkonogich hegemonow, których zadaniem w czasie parteitagow było bic brawo, skandować hasla.
Gibania się w rytm muzyki czarnej wokalistki z Komorow nikt wówczas nie bral pod uwagę.
Imany poza swoim repertuarem znanym z wspomianej już plyty wsparla się mocnymi kawałkami m.in.: Queen "Killer Queen", Janis Joplin "Mecedes Benz" i "Sign your name" Terence Trent D'arby (ciekawe gdzie tego TTD wciagnelo, Sign your Name, Delicate i nie tylko bardzo mi się podobaly).
Jej interpretacje były akceptowalne. Mialy swój urok dzięki niskiemu, specyficznemu głosowi jakim obdarzona jest Imany. Jednak najlepiej sprawdzala się w swoich piosenkach. One nosily ja, nosily także publiczność. Imany niezle się rusza. Dlugie nogi i rece, witkosc figury, budzily pewne obawy czy artystka się aby nie zamota, zapetli, zadzierzgnie w swoje konczyny, ale nie, obylo się bez interwencji lekarza. W trakcie hopsania po scenie Imany spontanicznie (czyzby?) zrzuciala z glowy swój znak firmowy, chustke. Wówczas się okazało, ze ma, a jakze, wlosy. Czarne sprężynki, sciagniete sprezynka w wieksza czarna sprezyne, gdzies w okolicach czubka glowy.
Kapela w składzie 2 wiolonczele, 3 gitarzystów (wśród nich ten, który towarzyszyl Imany w trojkowym koncercie), bębniarz i klawiszowiec radośnie wspomagala Imany, która zakonczyla swój wystep około 22:15.
Czy było warto wydac 140 zl x 2?
Warto. Jeśli Imany wyda kolejna plyte  ponownie pojde na jej koncert.
Ale w kameralnych trójkowych warunkach, z towarzyszeniem gitarzysty bardziej mi się podobala.
Wówczas spiewala tylko swoje rzeczy, była piosenkarka nie entertainerka, troszeczkę zmarznieta,  grudniowa dziewczyna z cieplych Komorow. Bardziej liczyl się przekaz, dramaturgia, tekst niż show, który wiadomo "must go on" z pewnym (moim zdaniem oczywiście) uszczerbkiem dla treści...

PS.
Z rozbawieniem obserwowałem katem oka pare młodych ludzi siedzaca obok mnie. Byli zaopatrzeni w około 4 smartfony/mini-pady, jeden duzy tablet. Praktycznie przez caly koncert zajmowali się smyraniem, pukaniem, naciskaniem swojej mobilnej elektroniki. Odbierali/wysylali sms'y (do siebie?), troszkę filmowali, robili zdjęcia, no po prostu mieli pelne rece roboty. Koncertem niezbyt się interesowali, sobą praktycznie wcale. Nawet nie chciało im się pokołysać... 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz