piątek, 29 stycznia 2021

"Komeda. Osobiste życie jazzu", aut. Magdalena Grzebałkowska, 2018, książka

 "Komeda. Osobiste życie jazzu", aut. Magdalena Grzebałkowska, 2018, książka

"Krzyś Komeda grał w malej kamienistej piwniczce trochę skulony, z czupryną świecącą jak lampka nocna. Ludzi było jeszcze niewielu, ale do pianina tuliły się trzy-cztery zaczadzone muzyką, niedokochane dziewczyny... Właściwie jedna tuliła się, a reszta zawisła wiernopoddańczo, jak palta niedbale porzucone na krzesłach. (...) patrzyły na ręce Komedy. Dobrze było patrzeć na jego ręce. Nie gnały w oszałamiających pochodach, gdzieś daleko, hen, w dół czy górę klawiatury! Przeciwnie; to były ręce opowiadające małe, kameralne historie o niebie dla dwojga osób". - Agnieszka Osiecka o Komedzie w Hybrydach.

Zaczynam posta cytatem z "Komeda. Osobiste życie jazzu". Podoba mi sie i dziala na wyobraznie to co napisala A. Osiecka. Podoba mi sie takze cala ksiazka Magdaleny Grzebałkowskiej. Taki wlasnie obraz Krzysztofa Komedy, jego muzyki wylania sie z jej ksiazki. Delikatnego, troche nawiedzonego introwertyka gotowego dla muzyki poswiecic wiele, moze nawet wszystko. Wszyscy, doslownie wszyscy mowia o K. Komedzie - czlowieku dobrze i bardzo dobrze. Podobnie wyrazaja sie o jego muzyce. Wielu mowi, ze byla trudna, ze wyprzedzala swoj czas, ze dla wielu byla niezrozumiala, ale wszyscy, jednoglosnie pozytywywnie. (Wypowiedz A. Osieckiej cytowana przez Magdalene Grzebałkowska pochodzi z filmu "Czas Komedy" (1994) dostepnego na YT (TU). [Warto zobaczyc ten film. O Komedzie mowi wiele znanych osob. Filmow o Komedzie na YT jest wiecej].) Lektura tej ksiazki to oczywiscie efekt "wpadniecia" w te epoke spowodowany w pewnym stopniu serialem "Osiecka" z TVP (im dalej tym nizsza moja ocena serialu), ale przede wszystkim to potrzeba-rykoszet po przeczytaniu "Niech żyje bal" Maryli Rodowicz (TU). To takze swego rodzaju koniecznosc po lekturze "Nietakty. Mój czas mój jazz" autorstwa zony K. Komedy, Zofii Komedowej Trzcińskiej (TU). 

"Komeda. Osobiste życie jazzu" bardzo mi sie podobala. Solidna, profesjonalna robota zawodowej reporterki, autorki innych biografii. M. Grzebałkowska włożyła sporo wysilku docierajac do wielu osob majacych kontakt z K. Komedą. Dzieki temu dowiadujemy sie m.in. o innej niz obiegowa, wersji wypadku w wyniku ktorego zmarl K. Komeda. Jej autorem jest Andrzej Krakowski, ktory uczestniczyl w feralnej, zakonczonej upadkiem K. Komedy imprezie. Autorka biografii wlozyla duzo pracy, aby przeniesc czytelnika w tamten czas. Jest w ksiazce mnostwo, takze zabawnych smaczkow oddajacych klimat przelomu lat 50/60. Znakomita jest opowiastka o zabraniu Jerzemu Gruzie zatyczki od dmuchanego krokodyla przez zolnierza WOP (Wojska Ochrony Pogranicza). Cytat z dziennikow Marii Dąbrowskiej o cichym przyzwoleniu na robinie skrobanek po V Światowym Festiwalu Młodzieży (1955), chociaz ponury w wyrazie, ustawia w pewnym stopniu sposob patrzenia na tamte czasy. Życie tu i teraz, morze alkoholu, znaczna swoboda seksulana w obliczu nieuchronnej, czajacej sie tuz za progiem III Wojny były normą w calej Europie. To wszystko, cale to tlo jest niezbedne do zrozumienia jak wielką rewolucją byl wowczas jazz, co ta muzyka znaczyla dla owczesnej mlodziezy. Warto pamietac, ze to wlasnie wtedy (1958) powstal na podstawie powiesci Jerzego Andrzejewskiego "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy, film, ktory portretowal rozdarcie mlodych ludzi ucielesnianie przez osobe Maćka Chełmickiego granego przez Zbigniewa Cybulskiego. To wlasnie wtedy (1958) bedac juz znanym w srodowisku muzycznym liderem "Sekstetu Komedy" K. Komeda pisze muzyke do "Dwaj ludzie z szafą" Romana Polańskiego. Niedlugo potem, piszac muzyke do filmu A. Wajdy "Niewinni Czarodzieje" (1960) definiuje swoje kompozytorskie credo: "Jestem przeciwnikiem naduzywania muzyki filmowej. Uwazam, ze powinna byc ona tylko tam, gdzie jest naprawde konieczna, i raczej powinno byc jej za malo niz za duzo". Na tej samej stronie ksiażki "Komeda. Osobiste życie jazzu" pada także: "W filmie wychodze poza jazz. To odejscie bedzie czyms nowym w mojej dzialanosci kompozytorskiej". Tak natomiast widzi osobe K. Komedy pianisty-kompozytora znakomity pianista Adam Makowicz mowiac: "Jego działką byla koncepcja muzyczna, a nie opanowanie instrumentu. Byla w nim pasja tworcza". W ten wlasnie sposob, z lekko rzuconych zdan, z roznych opinii Magadalena Grzebałkowska umiejetnie wydobywa dla nas postac Krzysztofa Komedy. Jesli jeszcze dodamy do tego obrazu wypowiedz Agnieszki Osieckiej, ktora byla przeciez czescia tego srodowiska (K. Komeda, w gipsie [narty] byl swiadkiem na slubie Osiecka-Frykowski): "Między tym srodowiskiem, w ktorym ja tkwilam, czyli srodowiskiem teatrow studenckich i mlodziezowej prasy, a srodowiskiem jazzowym byla swoista szklana sciana. Gruba szklana sciana. Jazzmeni, ktorzy pierwszy czy drugi raz przyszli do STS-u, musieli uwazac nas za rozszalych synkow i corki Majakowskiego, a ja, kiedy pierwszy raz i drugi posluchalam jazzu, popatrzylam na ich milczace, blade twarze, czarne swetry, to sobie pomyslalam, ze oni po prostu sa nudni", to mamy prawdziwy, wlasciwy obraz tego czym wowczas byl jazz, kim byli ludzie, ktorzy go tworzyli. Tych "cytatowych" smaczkow jest w ksiazce cale mnostwo. One buduja klimat, pozwalaja "zblizyc sie" do osoby Krzysztofa Komedy. Swietny jest fragment o sposobie pracy nad muzyka do filmow J. Skolimowskiego, nie mniej ciekawa jest informacja, ze K. Komeda byl na koncercie J. Hendrixa (Szwecja) oraz to kim byla dla K. Komedy odsądzana od czci i wiary przez Zofie Komedowa izraelska aktorka Elana Eden, a opowiesc o powstaniu slynnej ballady do "Prawo i pięść" to niezly temat na humoreske. 

Ksiazka mowi o fenomenie tamtych czasow. Nastapil wowoczas wysyp tworcow reprezentujacych rozne dziedziny sztuki. Cos tak spektakularnego nie mialo chyba miejsca nigdy wczesniej, z pewnoscia nigdy potem. Historia Krzysztofa Komedy to znakomity scenariusz na duzy, interesujacy film z potencjalem na rynkowy hit. Jako reżysera widze  Pawła Pawlikowskiego (bo "Ida" i "Zimna woja") lub Borysa Lankosza (bo "Rewers"). Poza opanowana sztuka rezyserii ci panowie maja takze umiejetnosc doboru operatorow, ktorzy zgrabnie, z wlasciwym samkiem posluguja sie czernia i bielą. A muzyka? Oczywiscie Włodek Pawlik. Zarowno we wlasnych kompozycjach jak i wykonaniach tego co stworzyl Komeda (posluchajcie sciezki do "Rewersu"). No, ale...                  Filmu byc moze nigdy sie nie doczekamy, ksiazka natomiast jest:) Bardzo mi się podobała! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz