niedziela, 22 czerwca 2025

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, książka; zgłoszenie do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS

"Lotnicho", aut. Marek Stokowski, PL 2024, książka; zgłoszenie do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS


Gorący news z wydawnictwa Lira: "Dotarły do nas znakomite wieści! Cztery nasze tytuły zostały zgłoszone i zakwalifikowane do Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus".


foto FB wydawnictwo Lira

"Lotnicho" rozpycha się na rynku nagród, odznaczeń, uścisków dłoni, poklepywania po plecach, a konkurencja nerwowo obgryza pazury :) Tym razem jest to kwalifikacja do nagrody Angelus. Może nie jest to jeszcze Liga Mistrzów, ale z pewnością jest to Ekstraklasa nagród literackich w Polsce. Nie znam/nie czytałem innych startujących, jednak "w ciemno" zakładam, że zwycięzca może być tylko jeden - "LOTNICHO"!

Czym jest Literacka Nagroda Europy Środkowej ANGELUS >>> >>>>>TU

sobota, 21 czerwca 2025

"Pierwsze światło. Jak świat wyszedł z mroku" (First Light. Switching on stars at the dawn of time) aut. Emma Chapman, 2021, książka

"Pierwsze światło. Jak świat wyszedł z mroku" (First Light. Switching on stars at the dawn of time) aut. Emma Chapman, 2021,  książka

Lubię takie książki. Cenię autorów takich jak Emma Chapman, która jest naukowcem - astrofizykiem o światowej renomie, a "po godzinach" pisze książki takie jak "Pierwsze światło", żeby przeciętnym zjadaczom chleba usiłować wyjaśnić parę galaktycznych+ zagadnień, a przy okazji zarobić troszkę funciaków. Mogę tę książkę z pełną odpowiedzialnością rekomendować każdemu, kto lubi literaturę popularnonaukową, kto chętnie daje się zabrać w podróż w poszukiwaniu pierwszych gwiazd, gwiazd III-ciej generacji. 

Jeden z wielu namiotów.
Pomimo kiepskiej pogody
ludzi było mnóstwo.
W posiadanie książki wszedłem przypadkiem. Tegoroczne Międzynarodowe Targi Książki okazały się być survivalowym doświadczeniem zwłaszcza dla wystawców, których stoiska ulokowane były w namiotach wokół Pałacu Kultury. Niska temperatura, deszcz spowodowały, że postanowiliśmy wzorem "Świętego Leonarda z pół" ruszyć na patrol, aby zapewnić obsłudze stoiska PIW-u, wydawcy "Świętego Leonarda..." gorące napoje, przekąski, tudzież dodać otuchy ciepłym słowem. Piszę w liczbie mnogiej, gdyż postanowiliśmy wraz kumplem Maliną podzielić się obowiązkami. Jednego dnia samarytaninem byłem ja, kolejnego - Malina. Siłą rzeczy, gdy znalazłem się na terenie Targów uznałem za stosowne przejście się po stoiskach i tak, w wyniku absolutnego przypadku w jednym z namiotów mój wzrok spoczął na "Pierwszym świetle". Uznałem, że stoi za tym Siła Wyższa, bo przecież książek wokół były znaczne ilości :) Wysupłałem 15 zł (spec. cena targowa) i wkrótce, po przeczytaniu, okazało się, że stałem się posiadaczem kawałka fajnej literatury!  Emma Chapman zabiera czytelnika w podróż do początku Wszechświata, czyli bagatela jakieś 13 mld lat wstecz, żeby w lekki i dość przystępny sposób usiłować wytłumaczyć powstawanie dysków akrecyjnych stanowiących zaczyn pierwszych ciał niebieskich, które w wyniku grawitacji i procesów fizycznych rozgrzewały się dając początek fuzjom, reakcjom jądrowym, w których konsekwencji rozbłysły pierwsze gwiazdy. 
Tego dnia najdłuższa kolejka stała
do namiotu w którym rządziła
koreanka Bora Chung. Nigdy
o niej nie słyszałem, ale słyszało
o niej całe mnóstwo głównie
młodych ludzi. 
Autorka z pewną nieśmiałością przyznaje, że nikt jeszcze gwiazdy III-ciej generacji nie zidentyfikował, ale pełna wiary w potęgę ludzkiego umysłu twierdzi, że ten dzień jest już tuż! Uczestniczy bowiem w kilku opisywanych w książce projektach, które mają na celu zajrzenie "głębiej" w czeluść Wszechświata, a "głębiej" jest równoznaczne z podróżą w czasie jaką jest szukanie promieniowania (niekoniecznie widzialnego) najstarszych gwiazd. Niejako "przy okazji" Emma Chapman pisze o lokalizowaniu czarnych dziur, ciemnej materii, falach grawitacyjnych, teleskopach wszelkiej maści, ze szczególnym uwzględnieniem teleskopów Hubble'a i Webba oraz całym mnóstwie będących w fazie realizacji projektów i doświadczeń mających na celu poszerzenie naszej wiedzy o Wszechświecie. Nie wszystkie "wykłady" autorki były dla mnie do końca zrozumiałe, a wnioski oczywiste. Mam jednak metodę radzenia sobie z takimi fragmentami: pomiń to i leć dalej :) Ostatecznie dogłębne ogarnięcie np. na czym polega reakcja termowodorowa, nie jest niezbędne do przeczytania tej książki. Przekręcając kluczyk w stacyjce samochodu nikt nie zastanawia się nad procesami zachodzącymi w silniku. Sprzęgło, bieg, gaz i do przodu. Jazda jest fajna nawet jeśli nie rozumie się jak działa twin turbo. Grunt, że daje kopa, a bryka zwija asfalt :) Prawie tak samo jest z tą książką. Miast zastanawiać nad fuzją wodoru w hel i przykrymi tego przyszłymi konsekwencjami trzeba gnać w przestrzeń. 13 miliardów lat do przejechania to spory kawałek czasoprzestrzeni :) Zapewniam Was, leci się fajnie! Jak zwykle lekturze takich książek towarzyszy refleksja, że zapowiedzi o "podboju kosmosu" są zdecydowanie nadmiarowe, ale świadomość, że ludzkość czyni wysiłki w celu poznania tego co nas otacza jest budująca. Eksploracja rozumiana jako wysiłek w kierunku przesuwania horyzontu wiedzy powinna być jedną z głównych sił decydujących o kierunku rozwoju naszej cywilizacji. Autorka "Pierwszego światła" fajnie o tym opowiada.

wtorek, 10 czerwca 2025

"Lotnicho" aut. Marek Stokowski, w finale konkursu o Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza, książka

"Lotnicho" aut. Marek Stokowski, w finale konkursu o Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza, książka

Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej nagrodzie. Nie mam pojęcia jaką ma siłę rażenia fakt bycia w finale tego konkursu. Nie wiem także, czy ewentualne zwycięstwo jest równoznaczne z sukcesem sprzedaży prozaicznie wyrażonym w liczbie egzemplarzy kupionych przez rynek. Czyli wiem niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Pociesza mnie świadomość, że nie jestem jedyny, który wyniku kontemplacji doszedł do  konstatacji o nic-nie-wiedzeniu i jednocześnie bardzo cieszy fakt, że są ludzie tworzący gremia dostrzegające "Lotnicho", doceniające pisarski kunszt jego autora - Marka Stokowskiego.

Pełna informacja o nagrodzie znajduje się na witrynie poświęconej twórczości i życiu Józefa Mackiewicza >>>> TU 



 

niedziela, 8 czerwca 2025

Są takie miejsca, Mazowiecki Park Krajobrazowy, sobota 2025.06.07, rowerowe

Są takie miejsca, Mazowiecki Park Krajobrazowy, sobota 2025.06.07, rowerowe


Są takie miejsca, nie chcę przesadzać,
Po zmroku do nich lepiej nie chadzać.
W zaroślach szpetne czyhają koszmary,
Strzygi, krwiopijce, wiedźmińskie opary. 





czwartek, 5 czerwca 2025

Venice Baroque Orchestra, Filharmonia Narodowa, niedziela 2025.05.25 godz. 18:00, koncert

 Venice Baroque Orchestra, Filharmonia Narodowa, niedziela 2025.05.25 godz. 18:00, koncert


W wizytówce koncertu, która nadal wisi na stronie Filharmonii Narodowej napisano:

Chociaż Wenecja szczyci się słynnym historycznym (choć kilkukrotnie strawionym przez pożar) teatrem La Fenice, tęskni do utraconych budynków, w których wystawiano wczesne drammi per musica. Jakiś czas temu zrodziła się inicjatywa, by odbudować w mieście pierwszy na świecie publiczny teatr operowy San Cassiano, który uczynił tę muzyczną rozrywkę – znaną wcześniej jedynie szlachcie – dostępną każdemu, kogo stać było na bilet. San Cassiano ma na powrót przyciągać mieszkańców i przejezdnych, stając się centrum barokowej opery wystawianej nurcie tzw. wykonawstwa historycznie poinformowanego. Orkiestrą, która rezydować będzie w zrekonstruowanym teatrze, zostanie słynna Venice Baroque Orchestra, kierowana przez swojego założyciela, wybitnego znawcę dawnych instrumentów klawiszowych, Andreę Marcona. W czasie warszawskiego koncertu artyści z udziałem wybitnych wirtuozów głosu (Nurii Rial) oraz mandoliny (Aviego Avitala) przedstawią impresje na temat weneckiego pejzażu dźwiękowego, doświadczanego w czasie wyimaginowanej przechadzki po włoskim mieście. Wykonają m.in koncerty instrumentalne Antonia Vivaldiego, których dźwięki dobiegały przechodniów z wnętrz weneckich pałaców, kościołów i teatrów oraz popularne pieśni gondolierów, tzw. canzoni da battello, którymi zachwycali się od wieków podróżnicy, nierzadko spisując je i przywożąc do domów w formie pamiątki z wyprawy do „najbardziej rozśpiewanego miasta świata”.

Pewnie nie jestem jedynym fanem barokowych strun. Koneserzy, znawcy muzyki są dość zgodni w opinii, że najlepsza muzyka JUŻ powstała, a miało to miejsce w XVIII wieku. Być może jest w tym stwierdzeniu pewna przesada, ale gdy rzuci się okiem na listę osiemnastowiecznych kompozytorów uważanych za wybitnych: Mozart, Beethoven, Haydn, Bach, Vivaldi, Handel trudno jest z tą tezą dyskutować. Oczywiście odbiór muzyki, muzyczne preferencje są sprawą mocno indywidualną, ale kto nie zna i nie lubi strun Vivaldiego, niech rzuci kamieniem :). 

W programie koncertu Weneckiej Orkiestry było dużo Vivaldiego właśnie, ale także sporo kompozycji anonimowych, barokowych twórców. Skład orkiestry był w zasadzie typowy dla orkiestr kameralnych poza frontową mandoliną, którą wielce sprawnie obsługiwał izraelski mandolinowy wirtuoz niejaki Avia Avita (TU). Nigdy wcześniej nie słyszałem kompozycji Vivaldiego w mandolinowej aranżacji. Zapewniam Was, że znane powszechnie Cztery Pory Roku zabrzmiały inaczej, świeżo i znakomicie. Orkiestrze towarzyszyła także hiszpańska śpiewaczka operowa Nuria Rial (TU) - sopran. Sądząc po reakcjach publiczności wykonywała swój fach bardzo dobrze, ale ja niezbyt dobrze znoszę sopranowe zawodzenie. Nuria, poza pieśniami, w których jak sądzę dominującym wątkiem były rozterki i dramaty damsko-męskie, wykonała także beztekstową wokalizę, i ta trafiła w mój gust. 

To był bardzo dobry koncert. Mandolina w dłoniach Avi Avitala zmieniła zupełnie moje postrzeganie tego instrumentu, który do tej pory klasyfikowałem jako instrument niszowy, zarezerwowany dla kameralnych wykonań ludowej muzyki włoskiej, a wersji współczesnej jako element składów kapel muzyki country, bluegrass. Mandolina w tej konkretnej aranżacji i sposobowi gry dodała muzyce Vivaldiego szczególnej ostrości, jasności, charakteru. Jeśli będą w Waszym mieście warto wysupłać 180 zł i ich posłuchać.

wtorek, 3 czerwca 2025

Tony D, czwartek 2025.05.27, PROM, koncert

Tony D, czwartek 2025.05.27, PROM, koncert

Tony D.
[foto www PROM]
Jakiś czas temu zadzwonił kolega z info, że PROM zrobił TO kolejny raz - koncert amerykańskiego bluesmana za 40.00 zł! Byliśmy w PROMie na innych tego typu koncertach. Jakość muzyków, sama muzyka, były znakomite. Do tego kameralna scena, bezpośrednie obcowanie z muzykami, dobre nagłośnienie i stosunkowo nieodległa lokalizacja PROMU. Nic tylko brać i jechać :)

Wszedłem na stronę PROMU, żeby przeczytać coś na temat 

Poziom profesjonalizmu prezentowany przez Tonego D
i jego kolegów uświadamia, jak
wymagający jest amerykański rynek muzyczny.
Tonego D, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Wizytówka była więcej niż zachęcająca:

Tony D – gitara, śpiew; Joe Hawkins – bas; Mike Essoudry – perkusja

Tony D to to żywa legenda bluesa i rocka, która od ponad 40 lat elektryzuje publiczność na scenach całego świata. Jego gitara opowiada historie, które przenoszą słuchaczy w magiczny świat dźwięków rodem z zadymionych klubów Chicago i gorących ulic Nowego Orleanu. Zaczynając od nastoletniej fascynacji płytami winylowymi takich mistrzów jak Muddy Waters, Jimi Hendrix czy Wes Montgomery, Tony szybko stał się rozchwytywanym muzykiem. Już w wieku 17 lat grał zawodowo, a dwa lata później miał zaszczyt dzielić scenę z legendarnym Buddy Guyem!

Mógłbym przysiąc, że w grze Tonego D 
słyszałem naleciałości gitarowego stylu
J.J. Cale (m.in. Cocaine sławny dzieki  E. 
Claptonowi jest kawałkiem J.J. Cale; warto
posłuchać autorskiego wykonania; J.J. Cale
był inspiracją/wzorem dla wielu muzyków;
After Midnight, Don't go to Strangers,
Call me the Breeze, to tylko kilka przykładów
jego dokonań)

Kariera Tony’ego D to pasmo sukcesów i niezapomnianych występów. Otwierał koncert dla samego Stevie Raya Vaughana, co było dopiero początkiem jego imponującej drogi artystycznej. Przez 15 lat, jako lider zespołu MonkeyJunk, podbijał serca publiczności w Kanadzie, USA i Europie, zdobywając przy tym liczne nagrody, w tym dwie statuetki Juno za Bluesowy Album Roku, imponującą kolekcję 25 nagród Maple Blues Awards, tytuł Gitarzysty Roku 2010 oraz prestiżową międzynarodową nagrodę Blues Music Award.

Koncert był bdb. Odbiór każdej muzyki podanej live jest szczególnym doznaniem. W moim przypadku jestem w stanie znieść nawet góralskich grajków rzępolących w zakopiańskich knajpach w ilości 2 kawałki. Jeśli zaś o bluesa chodzi, live mogę słuchać w nieskończoność. Tony D z kolegami nie odkrywa nowych przestrzeni, nie poszerza bluesowych horyzontów. To co gra trzyma się w moim odbiorze głównego nurtu blues-stylu, co mi zupełnie nie przeszkadza. Jest sprawnym gitarzystą, poprawnym wokalistą i komunikatywnym, sympatycznym facetem. Z dużą przyjemnością słuchałem i obserwowałem to co dzieje się na scenie. Koledzy

Tony D jak widać, bardzo był rad z kupionego przeze
mnie cd. Na t-shirt co prawda pożałowałem kasy,
ale rozum mi powiedział, żeby dać już sobie spokój
z gromadzeniem koszulek. 

Tonego, czyli sekcja rytmiczna - najwyższej próby. 

Po koncercie zrezygnowałem z kupienia t-shirta, ale żeby mieć pamiątkę zaopatrzyłem się w ostatnie cd Tonego D - "Electric Delta". Wracając do domu wrzuciłem krążek do odtwarzacza. Fajnie gra. Już w domu sprawdziłem co na temat popularności Tonego D mówi spotify. Ilość "odsłuchów" poniżej progu rejestrowanej widzialności... 

Nie zmienia to faktu, że granie Tonego D bardzo mi się podobało. Być może na moją pozytywną percepcję miała także szalenie przyjazna cena koncertu :) Jeśli będą w Waszym mieście, a blues/rock jest tym co Was kołysze, idźcie koniecznie. Nie będziecie żałować!
 


sobota, 31 maja 2025

Rzeczywistość na wspak, The Illustris Simulation, bieżące

Rzeczywistość na wspak, The Illustris Simulation,, bieżące

Rzeczywistość na wspak.

Wiecie o tym, czy nie wiecie,
Byt nasz w odwróconym świecie!
I nie wierzcie mi na słowo,
Przeczytajcie, ruszcie głową!

Ten co kiedyś był folksdojczem,
Gdzieś zagubił, wiecie, "dojcze",
I ludowcem się dziś mieni,
Choćby Janem był Bez Ziemi.

"Polskość" - mówił - "nienormalność",
To podpada pod karalność?
Jak możliwe, niech mnie trzaśnie!
Jest premierem Polski właśnie!

On co krzyczał "Płot to wstyd"!
Mówi dzisiaj "to był chwyt"
Retoryczny, styl, figura,
Teraz płot, a jakże, HURRA!

Wolność, miłość na sztandarach,
Skądś to znamy, śpiewka stara,
Nietoperka władza dusi,
Wzorzec prosto z Białorusi!

Idź, wybieraj zrób to szczerze
Bo za Ciebie ktoś wybierze!
Użyj głowy, niszcz demony,
Żyjesz w świecie odwróconym!

[Rzeczywistość na wspak, aut. dzejzor;
foto >>> https://www.illustris-project.org/static/illustris/media/illustris_poster.jpg
poniżej symulacja świata na wspak by illustris :)]


czwartek, 29 maja 2025

Jeż zwierz, środa 2025.05.27, rowerowe


 Jeż zwierz, środa 2025.05.27, rowerowe



Tupie w trawie jakiś zwierz,
Toż to drepcze mały jeż,
Gdy się zbliżysz stroszy igły,
Nie da się pogłaskać nigdy.
Chodź do mnie jeżyku mały,
Nie bądź taki spięty cały,
Dam ci gruszkę, jabłek sześć,
Byś na grzbiecie miał co nieść.
Człapie w krzaczki pomalutku,
Chrupie coś tam po cichutku,
W liściach ryjek sprytnie chowa,
To kryjówka jest jeżowa.
Co tam sobie, jeżu jesz?
Jakiś owoc, może bez?
Takich rzeczy on nie jada,
Chętniej schrupałby owada. 
["Jeż", aut. Michał Jankowiak]

Jadę lasem wraz z kolegą,
widzę jeża strwożonego.
Skąd ten strach, smutek, troska?
"Przez rudego to chy-truska"

Nie bój się chy-truska jeżu,
Finał jest już na talerzu!
Wnet wybory w naszym lesie,
Niedźwiedź wygra, tak wieść niesie!
Wrócą: miłość i porządek,
Praworządność i rozsądek!

Rudy, chociaż się nie kwapi,
W Tworkach podda się terapii,
Ogon rudy swój podkuli,
Snadnie wróci do Urszuli.
"Ulka! Tyś ostatnia się ostała,
Hieno moja, wyleniała!"

Jeżu! Strach Twój pęknie z trzaskiem,
Idź zagłosuj z naszym laskiem!
Wierz mi! Spełni się głos lasu,
Nasz kraj wolny od smutasów!
"Bądź daleki od paniki!"
Huknął bizon z Ameryki!
"You will win! I am right!
Fight! Fight! FIGHT!"
"Właśnie jeżu! Tak TO zrób!"
Zawtórował polski żubr!

["Jeż-zwierz", aut. Jezior; inspirowany książką
"Stroiciel Lasu" Marka Stokowskiego;
done with a little help from my friends :)]

Lis urwis, środa 2025.05.27, rowerowe

 Lis urwis, środa 2025.05.27, rowerowe

W trakcie środowej przejachy spotkałem lisa rudego,
dyszał, wzdychał, prychał, - pytam: co ci jest kolego?
"Od dawna mędzę, insynuuję, kręcę, ściemniam i chachmęcę,
i gdy zdaje mi się, że wreszcie coś upoluję, ukręcę.....
 NIC z tego"...

Rudy ojciec, rudy dziadek,
 Rudy ogon - to mój spadek,
 A ja jestem rudy lis.
 Ruszaj stąd, bo będę gryzł.
[Lis, aut. Jan Brzechwa]

Pan Cogito
nie zazdrości lisom
chytrości
(wyolbrzymionej 
przez małostkowych ludzi)

zazdrości im 
niewinności powrotu
przez ośnieżony las
z krwią na wąsach
[Zbigniew Herbert]

Just one kiss..., środa 2025.05.27, rowerowe

 Just one kiss..., środa 2025.05.27, rowerowe


To nie jest księżniczka. Sprawdziłem. Czyli raczej książę, ale zadanie przywrócenia żabencji
do książęcej postaci należy do płci pięknej.
Jestem głęboko przekonany, że nie jest to zwykła żaba/ropucha. Gdy wychodząc na rower
otworzyłem furtkę, ona/on siup! wyskoczyła z krzaczorów prosto pod moje nogi. Wydaje mi się
że w czasie skoku siup! zgubiła/zgubił tycią koronę... 

No i ten szczery, zniewalający uśmiech... 
Tak, to z pewnością jest książę zaklęty przez złego czarownika i jego sztab wyborczy
w postać żaby :) Od jednego, finalnego pocałunku zależy, do kogo będzie
należało królestwo. Do nich czy do nas :)

środa, 28 maja 2025

Prof. Andrzej Nowak o ataku na Karola Nawrockiego: Od czasów Stalina nie było takiego poziomu kłamstwa, 2025.07.27, tygodnik "DoRzeczy"

Prof. Andrzej Nowak o ataku na Karola Nawrockiego: Od czasów Stalina nie było takiego poziomu kłamstwa, 2025.07.27, tygodnik "DoRzeczy"

Blog zatytułowany "prostozjeziora" nie był pomyślany jako komentarz do bieżących zdarzeń politycznych. Reguła ma swój wyjątek, a jest nim to co dzieje się wokół nas. Wszystkich, którzy tutaj zaglądają zachęcam do przeczytania tekstu, który skopiowałem 1:1 ze strony tygodnika "DoRzeczy" (TU) 

Kim jest prof. Andrzej Nowak? >>> TU

"Historyk prof. Andrzej Nowak, szef obywatelskiego komitetu poparcia Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich, zabrał głos ws. ataków medialnych na kandydata.

Na kilka dni przed II turą wyborów prezydenckich Onet odpalił prawdziwą bombę. Serwis utrzymuje bowiem, że "Karol Nawrocki uczestniczył w procederze sprowadzania prostytutek dla gości Grand Hotelu w Sopocie, gdy pracował tam jako ochroniarz". Do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych już sam zainteresowany. Kandydat w wyborach prezydenckich stwierdził, że pójdzie ze sprawą do sądu. Nawrocki stwierdził, że atak ma wymiar stricte polityczny, a jego autorzy liczą na zwycięstwo Trzaskowskiego.

Prof. Nowak przytoczył list, który dostał od pewnej osoby, którą jak podkreśla szanuje. W liście tym został wezwany, by "wobec tej nowej fali oszczerstw anonimowych (oczywiście) świadków portalu onet w tej kampanii hejtu – wycofał swoje poparcie dla dr. Nawrockiego".

Prof. Nowak nie wycofa poparcia dla Nawrockiego

Co odpowiedział historyk? "Od czasów Stalina, których nie pamiętam, ale poznaję jako historyk, nie było takiego poziomu kłamstwa, łajdactwa, zakłamania, jakie reprezentuje Donald Tusk i jego ekipa. Ci ludzie są zdolni do kłamstwa, które pozwoliłem sobie nazwać 13 lat temu 'sowieckim kłamstwem' – to znaczy dokładnym odwróceniem rzeczywistości. To ludzie, z Tuskiem i Sikorskim na czele, którzy zrobili więcej niż jacykolwiek inni politycy w Europie środkowej i wschodniej, żeby pomóc Putinowi w jego agresji – mam na myśli ich politykę w latach 2007-2014, co wielokrotnie, na bieżąco opisywałem (m.in. często w 'Rzeczpospolitej'). Poziom moralny i umysłowy R. Sikorskiego pokazały dobitnie – pozyskane nielegalnie, to wiem, ale niewątpliwie autentyczne i nie zanegowane przez tegoż Sikorskiego nagrania z restauracji. Te 'rozkoszne' rozważania o 'niespuszczaniu stewardessy z czubka...' I ten człowiek, który na łamach 'Wyborczej' posunął się do najbardziej obleśnego aktu wazeliniarstwa wobec Putina przed hołdem złożonym mu przez Donalda Tuska 1 IX 2009 na Westerplatte, razem z tymże swoim szefem, odpowiedzialnym za oddanie wszystkich materiałów dowodowych w sprawie katastrofy smoleńskiej w ręce prokuratorów Putina (speców od sprawy Litwinienki i Bieriezowskiego) jest wybierany przez Polaków na ich reprezentanta? W tym nie widzi Pani zagrożenia? Pana Nawrockiego znam od kilku lat z posiedzeń Kolegium IPN, głosowałem za jego wyborem na prezesa nie dlatego, że tak mi ktoś kazał, ale dlatego, że przekonał mnie do swojej kandydatury i zrezygnowałem z innego kandydata, którego pierwotnie byłem skłonny poprzeć. Potem poznałem jego rodzinę. Mało znam lepszych, piękniejszych, szlachetniejszych rodzin. Niech Pani zastanowi się, jaką krzywdę tej rodzinie, żonie i dzieciom pana Nawrockiego robi kampania kłamstwa onetu" – pisze prof. Andrzej Nowak.

"O tym dlaczego pan Nawrocki rezygnuje z trybu wyborczego w pozwie, chyba Pani wie. ale na wszelki wypadek powtórzę: postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 20.04.2020 r., sygn. akt I Ns 9/20: 'Materiał prasowy, którego treść kwestionuje wnioskodawca, zdaniem Sądu, nie stanowi materiału wyborczego w rozumieniu powołanego przepisu. Artykuł dotyczy wprawdzie wyborów na Prezydenta RP i zawiera informacje mogące w społecznym odbiorze być odebrane jako negatywne dla kandydatury wnioskodawcy, nie propagują one jednak żadnego innego kandydata, w szczególności stawiając wnioskodawcę w negatywnym porównaniu z jakimkolwiek innym kandydatem. Gdyby bowiem uznać tego typu materiały prasowe za materiały wyborcze, to każdy krytyczny artykuł opisujący postępowanie innych kandydatów, w tym urzędującego Prezydenta RP, w tym również ocenę ich działań i wypowiedzi należałoby uznać za materiały wyborcze'" – podkreśla w odpowiedzi. Prof. Nowak zauważa, że system sądownictwa jest mocno upolityczniony i w większości sprzyja obecnej władzy.

"Oddalenie pozwu w trybie wyborczym dałoby oczywiście tylko nowy materiał do tezy przez onet i inne media służące D. Tuskowi ogłoszonej, że oto mamy w ten sposób niezbity dowód racji zarzutów anonimowych świadków tego szkalującego materiału. Na tym polega mistrzostwo tego ruchu zła. Ale, wie Pani, na końcu i tak wygrywa Chrystus. Niekoniecznie w wyborach. Ale na końcu wygrywa. I tego warto się trzymać" – zakończył lider obywatelskiego komitetu poparcia Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich".

Jeśli uważacie za stosowne, podajcie dalej.

piątek, 23 maja 2025

Wnusie! Nowe, dorodne, ciut śpiące; maj 2025, rowerowe :)

Wnusie! Nowe, dorodne, ciut śpiące;  maj 2025, rowerowe :)

A mówili (TU) że będą jeździć na rowerach... Widać robili sobie 
przerwy. No bo jak? Na rowerze? :) 
I tak oto Synowa Kolarzowa i Synek Kolarzynek zmontowali
dzieciaczka kolarzaczka. 
Nie wiem jak ma na imię, rowerka, tym bardziej jego marki  też na
usg nie widać, ale to co widać jednoznacznie wskazuje,
że to wnusio kolarzusio :)


środa, 21 maja 2025

Łoś, Mazwowiecki Park Krajobrazowy, wtorek 2025.05.20, rowerowe

Łoś, Mazwowiecki Park Krajobrazowy, wtorek 2025.05.20, rowerowe

Oś, jaki jest każdy widzi. Ten na foto  niekoniecznie jest Panem Osiem,
bo Pani Osiowa, klępą lub/i łoszą fachowo nazywana wygląda bardzo
podobnie. Rowerowe przejachy, zwłaszcza wieczorne, we wtorki i czwartki,
to częste spotkania ze zwierzętami. Dziki i sarny to norma i oczywistość.
Natomiast osie, rzadko zdarzają się. Ten osobnik ignorował
naszą obecność spokojnie pochłaniając potężne porcje zieleniny.
To duże zwierzę, które praktycznie nie ma naturalnych wrogów, nikogo
 i niczego się nie boi. Spotkanie osia w Mazowieckim Parku 
Krajobrazowym, 20 km w linii prostej od centrum Warszawy to jednak
spore zaskoczenie. Ale...W MPK ponoć widziane były już wilki.
Ciekawe kiedy pojawią się lwy, lamparty i tygrysy :)
Trzeba będzie szybciej jeździć :) 



I jeszcze jedno. Jest taki powiedzmy zwyczaj mówienia do siebie pieseczku, misiaczku, koteczku itp. Może to ładne, może śmieszne, sprawa indywidualna. Na wszelki wypadek przestrzegam przed zwracaniem się do swojej wybranki per "moja ty klempo". "Klempusiu" nie brzmi lepiej. Za to "łosza"! Proszę bardzo! To zupełnie co innego! 
Nie dość, że tajemniczo, to jeszcze miękko, gładko i jakoś tak cieplaście. 
W każdym razie, podobno tak się zwraca Pan Łoś do Pani Łoś, gdy go najdzie :) 

poniedziałek, 19 maja 2025

"BlackBerry", reż. Matt Johnson, Kanada 2023, film, Netflix

 "BlackBerry", reż. Matt Johnson, Kanada 2023, film, Netflix

Film jest od niedawna na Netflix. Oceniam go na 6 w skali filmweb, czyli niezły. Filmweb klasyfikuje ten film jako "komediodramat biograficzny" i pewnie ma rację. Jednak dla mnie jest fabularyzowanym dokumentem opowiadającym historię gwałtownego wzlotu i spektakularnego upadku firmy, która wprowadziła na rynek pierwowzór smartfona pod marką Blackberry. Jeśli widzieliście oscarowy "Big Short" [TU] (nie widzieliscie, musicie :)) to "BlackBerry" ma z "Big short" wiele wspólnego jeśli chodzi o sposób narracji, środowisko, w którym dzieje się akcja, tudzież ogólne przesłanie dotyczące biz-okoliczności. Jest od "Big Short" słabszy aktorsko. Zdecydowanie nie jest to "Wilk z Wall Street" :), ale całkiem nieźle się ogląda. Dla mnie duże znaczenie określające wartość filmu "BlackBerry" ma faktografia. To jest film dokumentalny, więc zgodność z autentyczną historią jest szalenie ważna. Pamiętam doskonale rewolucyjną zmianę jakiej dokonała firma Research in Motion wprowadzając Blackberry na rynek. Ta marka nie dość, że miała około 50% rynku smartfonów, to stała się atrybutem każdej będącej w biz osoby. Byłaś/byłeś bizneswoman/biznesmanem - miałaś/miałeś Blackberry! Znakiem rozpoznawczym posiadaczy Blackberry było używanie kciuka do scrollowania ekranu. Charakterystyczny ruch kciukiem jednoznacznie dawał otoczeniu sygnał: jestem w biz, jestem kimś, mam Blackberry :) Film jest dość długi - 2h. Być może nie zainteresuje szerokiej widowni, ale warto jest wiedzieć, że zdobył sporo znaczących nominacji i jest jak czytam w wiki najczęściej nominowanym filmem w historii Canadian Screen Awards. Mnie się podobał.

poniedziałek, 12 maja 2025

Kaczki, lokalne bajorko, niedziela 2025.05.11, rowerowe

 Kaczki, lokalne bajorko, niedziela 2025.05.11, rowerowe

Niedzielna, rutynowa, rowerowa przejacha. Zahaczyłem o lokalne oczko wodne, a tam! Oj! Dzieje się! 

Niski poziom wody spowodował, że to co było pomostem, być nim przestało. Żeby dostać się
do wody, trzeba wykonać nieomal samobójczy skok z wysokości stanowiącej "na oko"
10-cio krotną wysokość kaczuszki. To jak dla nas skok z około 5-tego piętra... Ale co tam!
Mama skoczyła, skoczyła siostra, skaczę i ja :) Zaznaczony kółkiem, uchwycony w locie kaskader
daje przykład reszcie rodzeństwa, które nie jest skore do popisów, ale w rezultacie.... 

....wszystkie kaczątka osiągają cel, którym jest woda. Tutaj radzą sobie lepiej niż na lądzie...

...i radośnie popiskując podążają za mamą. Nad bajorkiem mieszkają dwie kacze rodziny.
 Są na tyle ufne, że nie uciekają w popłochu. Dumne mamy pozwalają na przyglądanie się
ich potomstwu. Natomiast panowie kaczki, jak to faceci, zebrani koło śmietnika radzą
co by tu wrzucić do dzioba. 

niedziela, 4 maja 2025

Mazury, kwiecień 2025, żeglarskie


 Mazury, kwiecień 2025, żeglarskie

W tym roku podjęliśmy z Maliną decyzje o wcześniejszym niż zwykle czarterze żaglówki, ruszeniu na Mazury już 24-tego kwietnia. Było znakomicie!

Jez. Bełdan. Płyniemy na silniku, szukamy miejsca na nocny postój.
O tej porze roku nie ma z tym praktycznie żadnego problemu.
Nieomal wszystkie zatoczki, bindugi są puste, a głębokość i ukształtowanie dna jeziora
pozwala na zaparkowanie łódki rufą do brzegu, co z kolei umożliwia komfortową
 komunikację łódka/ląd.


Byliśmy w tym sezonie PIERWSZĄ żaglówką, która została
prześluzowana na śluzie Guzianka w drodze na jez. Nidzkie.
To niezły wyczyn i fajna informacja od sympatycznego
śluzowego, który przy okazji powiedział nam, że w sezonie
śluzowanych jest około 11 tys. jednostek pływających!
Po spędzeniu 2 dób na jez. Nidzkim śluzowaliśmy się w drodze
powrotnej i wówczas dowiedzieliśmy się, że po nas przez śluzę
przepłynęło jeszcze 14 jednostek.


Jez. Nidzkie. W pierwszym i drugim dniu pływania byliśmy jedyną żaglówką na jeziorze. 
Klimat jak z Noża w Wodzie! Co prawda Nóż kręcono w lipcu i na innych jeziorach (Śniardwy,
Kisajno, Mikołajskie, Jagodne w 1961 r), ale absolutna pustka, brak ludzi, żaglówek, łodzi itp.
przywoływał natychmiast kadry z filmu. Tym, co dominowało potęgując wrażenie odosobnienia
 samotności był absolutny brak innych niż naturalne dźwięków. Wiał mocny, świeży wiatr około
 5 w skali B. i TO w takielunku było słychać. Na jez. Nidzkim obowiązuje zakaz używania silników
 spalinowych. Mieliśmy dodatkowy silnik elektryczny służący nam do manewrowania właśnie na
tym jeziorze. Cisza!...

Wokół tylko natura. Wieczorny powiew wiatru na wysokim brzegu porośniętego sosnami półwyspu
i zjawiskowy widok na kompletnie puste jezioro...

Jez. Bełdan. Upału nie było :) Jednak nawet o 5 rano brak szronu na pokładzie żaglówki
świadczył o tym, że temperatura nie spadała poniżej ZERA :) Kłębiące się rano mgły
były dowodem na to, że było rześko, czyli około 2-3 stopni. W ciągu dnia, w słońcu, które 
towarzyszyło nam przez cały tydzień, przy odrobinie samozaparcia dało się, nawet na wodzie
poruszać po pokładzie w krótkich spodniach. Ale ze względu na silny wiatr konieczne były swetry
 i kurtki.   



Bar u Pani Grażynki w Piaskach (TU) jest miejscem, które zawsze odwiedzamy, które polecamy.  Jest wszystko czego żeglarz potrzebuje do właściwego funkcjonowania. W tym roku powodowany impulsem oblatywacza smakującego regionalne, kraftowe napitki spróbowałem widocznej na foto "Pigwoniady" z miodem (TU). Nie polecam. Smakuje jak miód rozpuszczony w wodzie, a pigwa jest tylko wabikiem, niespełnioną obietnicą dla naiwnych. Reszta widocznych na foto napitków - i owszem. Jako stali klienci zostaliśmy poczęstowani przez Panią Grażynkę kotletami z dzika w towarzystwie ogórków małosolnych. Korespondujące napitki nie wchodziły w skład poczęstunku. Chcesz zachować stosowny poziom pobudzenia niezbędny do walki z żywiołami? Chcesz być dziki jak dziki wiking eksplorujący nieznane? Kotlet z dzika zjedzony
na śniadanie dostarczy Ci  niezbędnej dzikości na cały dzień. My zjedliśmy kotlety  w porze późnego lunchu. Dzikość wielka trzymała nas do południa następnego dnia wyrażona dzikim apetytem na pieczona kiełbasę i towarzyszące jej konsumpcji trunki :)
Poza dzikiem Pani Grażyna oferuje całą gamę znakomitych pierogów, tudzież tradycyjne mięsiwa i ryby. W Piaskach, z widokiem na marinę jest także wielce klimatyczna restauracja "Tatarak" (TU). Miejsce godne polecenia. Ciekawe menu, szalenie miła obsługa, przyjemna aranżacja wnętrza, rozległe, zadaszone tarasy, ale... Bar Pani Grażynki funkcjonował przez cały nasz pobyt. "Tatarak" był czynny tylko w niedzielę 27.04, by rozpocząć normalne funkcjonowanie od 1szgo maja. A i godziny odjazdu zdecydowanie późniejsze niż u Pani Grażynki :)




Kilka dość przypadkowych migawek z naszego żeglarskiego wypadu. W jednym z filmików kadry z Mikołajek, gdzie w perspektywie biegnącej do portu uliczki dominuje plakat z R. Trzaskowskim. Ogromny! Ciekawe, czy to wyraz przekonań mieszkańców Mikołajek, którzy sfinansowali kandydatowi na prezydenta tę plakatową miejscówkę z nadzieją na to, że R.T. wygra i zafunduje żeglarskim Mikołajkom obóz integracyjny dla imigrantów. Z pewnością w jakimś sensie imigranci pasują do tego miasteczka pretendującego do miana Stolicy Mazur. Wszak są wybitnymi wodniakami, którzy na pontonach przebyli Morze Śródziemne. Ciekawe jak szybko okażą się być bezwzględnymi piratami siejącymi zamęt, burdy, sprawcami gwałtów i morderstw...


niedziela, 20 kwietnia 2025

"Święty Leonard z pól", aut. Marek Stokowski, 2025, czytany na antenie II Program Polskiego Radia od poniedziałku 2025.04.21 9:30-9:40



"Święty Leonard z pól". Współczesny Don Kichot, który daje nadzieję



Nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazała się nowa książka Marka Stokowskiego pt. "Święty Leonard z pól". Wybrane fragmenty lektury na antenie Dwójki od Wielkanocnego Poniedziałku czytać będzie Łukasz Lewandowski. Zapraszamy.
Łukasz Lewandowski z książką Marka Stokowskiego pt. Święty Leonard z pól
Łukasz Lewandowski z książką Marka Stokowskiego pt. "Święty Leonard z pól"Foto: Krzysztof Świeżak/PR

Poprzednią książkę Marka Stołowskiego, "Lotnicho" z 2024 rokurównież prezentowaliśmy na naszej antenie w cyklu "To się czyta". Najnowszą, zaraz po jej ukazaniu się, jedna z czytelniczek tak zrecenzowała:

To książka balsam – pięknie napisana opowieść o dobrych ludziach, którzy wbrew współczesnemu światu starają się żyć w harmonii z przyrodą i sobą nawzajem. To doskonała odtrutka na dzisiejszy świat. Mnie sprawiła radość, bo czytając ją, czułam wiatr we włosach, zapach pól i trawy oraz słyszałam brzęczenie pszczół. To książka kojąca i bardzo dobrze, że nadal ktoś takie piękne książki pisze i wydaje.

"Nie mam ambicji – mówi autor – żeby moja literatura otwierała nowe przestrzenie kosmiczne. Wolę opowiadać historie, które mogą komuś uczynić dzień lepszym".

A w tych historiach jest wszystko. I współczesny Don Kichot, który jeździ na rowerze po polach nad brzegiem dolnej Wisły, i niesie pomoc tym, którzy tej pomocy potrzebują. I nie są to tylko ludzie. Mierzy się z okrucieństwami świata, ale i własnymi biedami. Staje zawsze po stronie słabszych i odtrąconych. Walczy z wiatrakami, ale i… sieje nadzieję.

Te piękne, wzruszające opowieści czyta na antenie Dwójki Łukasz Lewandowski.

***

Na audycję "To się czyta" zapraszamy od poniedziałku do piątku (21-25.04) w godz. 9.30-9.40. Cykl przygotowała Elżbieta Łukomska.

Wielkanoc 2025 - Wszystkiego Najlepszego!

 Wielkanoc 2025 - Wszystkiego Najlepszego!

Wszystkim zaglądającym tutaj, prosto z lokalnej fabryki świątecznych jaj,
zajęcy -
Wszystkiego Najlepszego! 
"Najciekawsze dopiero przed nami" 

Święta, w czasie których spotykamy się z rodziną, znajomymi, to także sposobność do wymiany poglądów, dyskusji, sporów, swarów, kłótni, skakania sobie do oczu, śmiertelnych obraz, zniewag, gróźb, wyzwisk, nienawiści aż po grób, itp.  A przecież zamiast się brać i kłócić, lepiej usiąść w kupie i zgodnie zanucić (Czad Komando Tilt, muzyka/txt Tomek Lipiński - Nie wierzę politykom)[1981]:

>>>>> YT >>>>> TU

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom

To oni wytyczyli granice
To oni zbudowali mur
To oni podzielili nas
To oni patrzą na nas z góry

To oni mają swoje sprawy
O których my nic nie wiemy
To oni wywołują wojny
Na których to my giniemy

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom

Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha
Ciągle jeszcze mamy parę metrów do dna
Ho, ho, ho, ho, ho, ho, ho
Ciągle spadamy to jeszcze nie jest dno

We własnym domu trudno być prorokiem
Ale mówię to, co widzę ze swoich okien
I nie chcę was straszyć, ale zobaczycie sami
Że najciekawsze dopiero przed nami

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom

Nie wierzę
Nie wierzę
Nie wierzę
Nie…

Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom
Nie wierzę politykom, nie
Nie wierzę politykom


Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,tilt,nie_wierze_politykom.html

wtorek, 15 kwietnia 2025

"Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt", aut. Elżbieta Sieradzińska, PL 2022, książka

"Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt", aut. Elżbieta Sieradzińska, PL 2022, książka

Bezpośrednim impulsem do przeczytania tej książki był film "Wanda Rutkiewicz. Ostatnia wyprawa" (2024). Widziałem go jakiś czas temu. Chociaż drażniła mnie jego geneza (poszukiwanie śladów Wandy Rutkiewicz pomimo jej wyraźnie wyartykułowanej woli zakazującej poszukiwań) to uzmysłowiłem sobie jak niewiele wiem o kobiecie, która do tej pory uchodzi za jedną z najlepszych alpinistek wszech czasów. Film nie jest zły. Zawiera sporo materiałów dokumentalnych, których nigdy wcześniej nie widziałem. Być może napiszę o nim kilka słów, bo chociaż drażniący, to jednak ze względu na unikalne archiwalia warty rekomendacji.

Książka jest moim zdaniem ciekawa, dobrze napisana, a dla osób interesujących się alpinizmem jest lekturą obowiązkową. "WR. Jeszcze.." jest szczegółową biografią. Jej lektura na samym początku lekko mi zgrzytała. Chronologia nie jest linearna, a taki sposób opowiadania historii nie należy do moich ulubionych. Jednak dość szybko zacząłem doceniać niebywałą jakość pracy autorki, która z jednakową dociekliwością potraktowała życie prywatne i sportowe dokonania Wandy Rutkiewicz. Szalenie ciekawy jest czas dorastania, kiedy ujawnia się sportowa pasja późniejszej zdobywczyni Mount Everest. Nie mniej interesujące są szczegóły pierwszych, alpejskich i norweskich wypraw, gdzie spotyka inne panie, które starają się wspinać razem usiłując pokazać panom(?)/udowodnić sobie(?) siłę kobiecego alpinizmu. Myślę, że dla wielu czytelników szalenie ciekawe będą te fragmenty książki, które bardzo szczegółowo opisują perturbacje związane z organizacją wypraw, ich finansowaniem. W tamtym czasie, a były to lata 70-te zgromadzenie potrzebnych funduszy, zwłaszcza części dewizowej, było zadaniem karkołomnym. Wyprawa na Gaszerbrumy to koszt blisko 100 tys. USD plus około 2 mln pln... Dzisiaj zakłada się "zrzutkę". Wówczas W. Rutkiewicz zakładała garsonkę i ruszała na obchód dyrektorskich i partyjnych gabinetów. Wyprawy docierające do Nepalu, Pakistanu samochodami ciężarowymi były jednocześnie karawaną przemytniczą. "Do" wiozło się proste, dostępne w Polsce urządzenia elektryczne, "z" kamienie półszlachetne, ciuchy. Polscy uczestnicy wypraw wnosili swój udział w postaci aportów rzeczowych: kurtek puchowych, środków transportu itp. Wanda Rutkiewicz była praktycznie permanentnie zadłużona, a miejscem gdzie mogła zapomnieć o nękających ją troskach były góry. Nie wątpię, że w tamtych, szarych, siermiężnych czasach wyjazd w Polski, wyprawa w góry były formą ucieczki od przytłaczającej socjalistycznej rzeczywistości. Każdy, kto zasmakował innego życia, innej rzeczywistości chciał tam, w góry, wracać. Na to wszystko nakładała się pasja, zauroczenie górami. Książka świetnie wydobywa ten szczególny klimat powodujący, że jedynym miejscem gdzie Wanda Rutkiewicz czuła się spełniona były góry. Książka zawiera także masę wypowiedzi, opinii kolegów-alpinistów. Często gorzkich, wręcz dosadnych, przyrównujących styl wspinania W. Rutkiewicz do stąpania po polu minowym. Była atrakcyjną kobietą w bardzo męskim środowisku. Była wybitną alpinistką osiągającą więcej niż większość jej kolegów. Forsowała idee czysto kobiecego wspinania. Praktycznie wszyscy wyprawowi faceci byli zawiedzeni, że nie chce z nimi dzielić śpiwora. Zaś ten, którego wybrała, który nie był alpinistą zginął na jej oczach towarzysząc jej w wyprawie na Broad Peak...    Wspinaczka z pasji stała się obsesją. Książka liczy blisko 600 str. To iście monumentalne dokonanie. Z jednej strony zapis życia bohaterki biografii, z drugiej rodzaj przestrogi. Podejmowanie wyzwań nieuchronnie wiąże się z zagrożeniem porażką. Nie każda porażka oznacza śmierć, ale gdy pasja przechodzi w obsesję trudniejsze staje rozróżnienie smakowania życia od igrania ze śmiercią.

Wanda Rutkiewicz zginęła na Kanczendzondze 1992.05.13. Nigdy nie znaleziono jej ciała.

środa, 9 kwietnia 2025

Valle d'Aosta, Hotel Miramonti, marzec 2025, narciarskie

 Valle d'Aosta, Hotel Miramonti, marzec 2025, narciarskie

Byłem tam na nartach jakiś czas temu (TU) na początku sezonu narciarskiego. Przyszedł więc czas, aby zobaczyć jak wygląda Dolina Aosty z końcem sezonu, w drugiej połowie marca. W moim odbiorze wyglądała znakomicie! Na tyle dobrze i nęcąco, że już teraz, praktycznie tuż po powrocie myślimy o wyjeździe w to samo miejsce w przyszłym roku.

Taras widokowy na Arp (2755) w kierunku na spowite
chmurami  Monte Bianco (4810), które po długich namowach
pokazało nam swój czubek. Gest przyjaźni, czy lekceważące
popatrzcie i spadajcie? Nie wiem. Dotarcie do punktu widokowego
kolejką górska z 1963 roku, plus 3 piętra po schodach, ale widoczek
warty lekkiej zadyszki. Potem zjazd czarna i czerwoną trasą. Czad!
Organizator zawiózł nas do kilku nowych dla nas stacji narciarskich. Świetne wrażenie zrobiła na mnie stacja La Thuile. Dosłownie  parę dni przed naszym przyjazdem odbyły się tutaj zawody z cyklu Puchar Świata w narciarstwie alpejskim. 

3332 m npm. Na prawo Włochy - Cervinia, na lewo
 Szwajcaria - Zermatt. 
Na czarnych trasach rozegrano supergigant i bieg zjazdowy pań. W czasie naszego pobytu obsługa demontowała siatki ochronne, oraz infrastrukturę techniczną zawodów. Trasy po których jeździły panie były dostępne dla śmiertelników. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności jazdy po tych trasach. Przyznam, że zwłaszcza jedna ścianka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem jakie było jej nachylenie, ale na moje oko musiało to być około 70%... Jasne, że da się zjechać, ale warto mieć w głowie, że zawodniczki wykonują w czasie konkurencji szybkościowych jakimi są superG i bieg zajazdowy raptem kilka skrętów starając się utrzymać możliwie najwyższą prędkość, która często oscyluje pomiędzy 120-130 km/h. Ja tak szybko nie zjeżdżałem. Wiadomo! Zdjęte zabezpieczenia, trasa otwarta dla innych narciarzy, nie tak gładka jak w czasie zawodów i oczywiście inne, bo krótsze slalomowe narty (nie zjazdowe). Bo z pewnością, gdyby nie te drobne szczegóły poleciałbym tak jak one :)) Te konkretne zawody (superG) wygrała włoska gwiazda szybkich nart Federica Brignone, która na początku kwietnia uległa poważnemu wypadkowi w czasie zawodów we Włoszech. Bieg zjazdowy w La Thuile był odwołany.
Tłoku nie było :)
a sztruks, owszem, wszechobecny :)


Góry, góry... Jak chmury.

Sześć dni jazdy na nartach. Jeden, pierwszy dzień bez słońca, w słabych warunkach, w dobrym miejscu - Cervino. Pozostała jazda w słońcu, bieli śniegu i takim błękicie nieba jaki widzi się tylko w Alpach, tylko w zimie. Jeździ się wysoko. Górne stacje w Cervino ulokowane są na wysokości 3300 m npm. Dolne na około 2000 m npm. 
Matternhorn (4478) z włoskiej strony
wygląda całkiem przjaźnie.
Dla przypomnienia słynne i popularne austriackie Schladming to góry o wysokości np. Planai - 1906 m, Hauser Kaibling 2015 m, gdzie dolne stacje znajdują się na wysokości około 700 m. To ROBI RÓŻNICĘ. Większość wyżej położonych tras w stacjach Aosty to naturalny śnieg i ujemne temperatury nawet w II poł. marca, co z kolei gwarantuje znakomite, zimowe warunki, podczas kiedy w dolinie wiosna na całego! Oczywiście warunki w ciągu dnia się zmieniają. Im bliżej dolnych stacji wyciągów tym pod koniec dnia bardziej miękko. W najniżej położonych partiach nartostrad, tam gdzie śnieg uzupełniany jest armatkami warunki robią się trudne zwłaszcza dla tych, słabiej jeżdżących. Jednak zamiast cierpieć i ryzykować kontuzję, do parkingu można zjechać gondolą, lub krzesłem.
Stacji tankowania dużo. Średnia cena grzanego 
wina w całym rejonie około 4,50 EUR. 
Bombardino 6,50 EUR, kawa 2,0 EUR z groszami

Znakomitą stacją okazała się być Pila. W czasie poprzedniego wyjazdu byliśmy tam w dniu kiedy padał deszcz, była słaba widoczność. Teraz, w pełnym słońcu objechaliśmy praktycznie większość tras. To znakomite miejsce. Na wszystkich stokach bardzo mało narciarzy. Najwięcej ludzi było w Cervinii, w weekend. Normalne. To miejsce uchodzi z perłę regionu, a do tego można pojeździć także u Szwajcarów kupując suplement do standardowego ski-passa. Skończyła się jednak promocja na szwajcarskie scyzoryki, więc nie skorzystaliśmy z tej możliwości. Za to będąc w La Thuile przejechaliśmy na francuska stronę w kierunku na La Rosiere. Zupełnie inne doznania. Grzane wino zdecydowanie mniej słodkie niż we Włoszech :)

Sześć dni na nartach w takich warunkach to zdecydowanie za krótko. Do pełni szczęścia konieczne są dodatkowe 3-4 dni. Chociażby po to, żeby rzucić się na leżak i siorbiąc grzańca kontemplować majestat gór, urodę przyrody.